środa, 28 maja 2008

Podsumowanie dnia - 27 maj (wtorek) i 28 maj (sroda)

Dwa dni minely dzialkowo. We wtorek po pracy pojechalem szybko do domu, chwilke odsapnalem i ruszylem na rowerku z Grzybkiem na dzialke. Na dzialce zrobilismy w koncu klodke przy glownej furtce, zalozylismy klodke do magazynku na tylach domku, zrobilismy troche porzadku (bo dawno nie bylismy i troche sie nazbieralo), w miedzyczasie wypilem 2 piwka + 1P i trzeba bylo ruszac. Wsiadlem na rower, pojechalem do domu po Asie i pojechalem zawiesc ja na balet. Obrocilem w mega szybkim tempie, z powrotem na rower i znowu na dzialke. Dokonczylismy robic porzadki, usiedlismy sobie wygodnie, pogadalismy, spozylem nastepne 2 piwka + 1P i mus bylo ruszac do domu, bo za chwile mieli grac Polacy mecz towarzyski z Albania. Jak przyjechalem z Grzybem do domu to juz byla chyba z 7 minuta meczu, patrze, a tu Polacy prowadza 1:0:) Pomyslalem ze chlopaki maja zwyzke formy (co by dobrze nastroilo przed ME), ale to byl taki maly zryw, bo reszta meczu pozostawila wiele do zyczenia. Bylo lepiej niz dzien wczesniej, ale kurewsko daleko do doskonalosci. A zeby zdobyc na ME chociaz punkt ze Szkopami trzeba otrzec sie o perfekcje. Coz, nadzieja matka glupich... Ale wracajac do tematu, poogladalismy mecz, wypilismy jeszcze chyba po 3 piwka, posluchalismy ladnej skladaneczki z muza z 89 roku ktora wlasnie sie sciagnela (chyba najlepszy rok pod wzgledem muzycznym z tamtego okresu, same hiciory:) i mus bylo pojsc spac.
Dzis rano pojechalem do roboty, troche popracowalem i na 11:0o ruszalem do dentysty. Ja pierdole, juz nie daje rady z tymi swoimi zebami:( Dzis to w mega skrocie wygladalo tak: siadlem na fotelu, pani usunela poprzedni opatrunek na zebie, wypelnila kanaly, powiedziala zebym poszedl zrobic zdjecie przed zalozeniem plomby, zrobilem, pani zerknela i powiedziala, ze jest lipa. Jakas kurwa torbiel czy cos takiego, wyjebala z tego zeba z powrotem wszystko co przed chwila tam napchala, znowu zalozyla opatrunek i wyslala na konsultacje do chirurga, ktory ma zerknac co dalej. Jutro znowu z samego rana tam napieram, niedlugo chyba tam zamieszkam na stale:( Pozniej polecialem do roboty, popracowalem, a pozniej do domu. Troche posiedzialem, a pozniej wzialem Sylke i razem z Grzybkiem pojechalismy na rowerach znowu na dzialke. Tempo dzialania bylo ekstremalne. Najpierw 25 minut na dzialce, ja kopalem grzadki (w tzw. miedzyczasie rozpilem 1 piwko), Sylka grabila i wyrownywala, a Grzybek w tym czasie rozpalal grilla. Pozniej z powrotem na rowerach z Sylka do domu, zostawilem ja, bo szla na swoje tance, a ja z powrotem na dzialke. Wracam, grill rozpalony, wursty juz furcza, Grzybek maluje stolik i siedziska, wszystko wyglada jak nowe:) No to ja, zeby nie byc gorszym znowu zlapalem sie za lopate i przekopalem cala nastepna grzadke. Ja pierdole, to nie na moje lata i na moje zuzyte plecy. Ale jakos szybko machnalem ta grzadke, a pozniej usiadlem i odpoczywalem. Zjadlem kielbasiore, podlalem to 3 sztukami piwka i z powrotem na rower. Pojechalem do domu, sekundke odsapnalem i ruszylem do miasta odebrac Asie z baletu. Po drodze spozylem browarka bo bylem mocno zmachany tym lataniem i jezdzeniem w ta i z powrotem. Odebralem Aske i z powrotem do domu. A jak juz przyszedlem to siadlem do kompa, wlasnie pisze te slowa i ogladam You Can Dance. A jak za chwilke skoncze to trzeba bedzie pojsc jeszcze ogolic ryja, bo juz wygladam jak Dziad Borowy, moze ogladne przed snem odcinek Dextera i zasluzony sen...

poniedziałek, 26 maja 2008

Przedwczoraj ogladniete...

Czerwony smok (Red Dragon) (2002) - TVP2

reżyseria Brett Ratner, wyst. m.in. : Anthony Hopkins, Edward Norton, Ralph Fiennes, Harvey Keitel, Emily Watson, Philip Seymour Hoffman.

Pierwszy raz dopiero widzialem ten filmik (wczesniej tylko pierwsza wersje - Manhunter z 1989 roku) - opisywane sa wydarzenia sprzed "Milczenia owiec". Film elegancki, trzyma klimat, w inny sposob niz pierwowzor, zrobione jak wierna kopia "Milczenia...", ale to wcale nie powod do krytykowania, wprost przeciwnie. Jednak dla mnie najlepsza w tym filmie to obsada. Perfekcyjnie dobrane do swoich rol osobistosci (trzeba sie tak wyrazic bo nawet w drugoplanowych rolkach wystepuja same debesciaki). Edzio Norton jak zwykle przechodzi samego siebie, a Ralph Fiennes pokazuje po raz kolejny, ze jest wprost stworzony do takich czarnych charakterow. O Hopkinsie nie ma co pisac, bo po co, jak sie tylko pojawia w zasiegu kamery to czlowiek juz ma ciarki:)

http://czerwony.smok.filmweb.pl/

Przedprzedwczoraj ogladniete...

Kill Bill (Kill Bill: Vol. 1) (2003) - Polsat

reżyseria Quentin Tarantino, wyst. m.in. : Uma Thurman, David Carradine, Lucy Liu, Daryl Hannah, Michael Madsen.

Co tu duzo mowic. Esencja tworczosci Quentina. Jak dla mnie - arcydzielo. Jak bede mial 70 lat (jak dozyje) i jak bede ogladac to cudo po raz 350 to powiem to samo: Sztuka przez duze S.

http://kill.bill.filmweb.pl/

Wygrana Manchesteru w finale Ligi Mistrzow!!!:)))

Stalo sie. Po niesamowicie emocjonujacym meczu Manchester pokonal Chelsea! Tzn. po 90 minutach byl wynik 1:1 (dla nas bramke strzelil Cristiano Ronaldo), dogrywka nie przyniosla rozstrzygniecia i nastapily rzuty karne. U nas nie strzelil Ronaldo, u nich ostatniego karnego nie strzelil Terry, potknal sie na mokrej murawie podczas oddawania strzalu:) A pozniej MU wykorzystal obydwa karne, a w Chelsea nie strzelil Anelka i chlopaki jak szaleni zaczeli sie cieszyc:) Ja pierdole, nie wiem o co tu chodzi, ale tak jak i w 99 roku gdy wygrali z Bayernem, mozna powiedziec ze osiagnieli sukces w jakis cudowny sposob, jakby im sprzyjaly niebiosa i ktos tam u gory chcial zeby wygrali. Hmmm, moze cos w tym jest...

http://sport.onet.pl/82828,1248711,1753710,,dramatyczny_final_manchester_united_z_pucharem_europy,wiadomosc.html

Podsumowanie dnia - 20 maj (wtorek) - 26 maj (poniedzialek)

Mega kryzys mnie ogarnal, nie chce mi sie pisac, dlatego od dobrych kilku dni cisza. Poza tym jak sie grzeje caly czas, to nie ma checi zeby cos skrabnac od czasu do czasu. A wiec w baaardzo duzym skrocie to co sie dzialo przez ostatni tydzien.
W wtorek po pracy poszedlem z Golym zerknac do Parku Kasprowicza, bo podobno otworzyli cos co sie nazywa Kacik Kibica, sponsorem jest Warka. Faktycznie, zajebisty uklad, duzy telebim, trybuna na 250 osob, kupa duzych lawek, przy ktorych mozna usiasc i spozyc piwko. A gdyby padal deszcz, to pod dachem kolo baru wywieszonych kilka plazm na ktorych tez mozna poogladac meczyki. Spozylismy tam po 2 piwka i uznalismy ze to zajebiste miejsce na ogladanie Mistrzostw Europy:) Pozniej pojechalem do domu i do wieczora nie wydarzylo sie nic godnego uwagi (albo po prostu nie pamietam).
W srode dzialo sie duzo. Najpierw rano polecialem na fitness, do ktorego dostalismy z roboty karnety. Tzn. nie zebym fitnessowal, tak zrytego lba jeszcze nie mam. Po prostu pierwsze wyjscie potraktowalem rozpoznawczo, rozgladnalem sie co tam maja fajnego. Najbardziej przypadly mi do gustu bieznie na ktorych mozna pobiegac. Na poczatek przebieglem spokojnie 4 km, tak typowo dla rozgrzewki, spocilem sie jak pies, ale taki wysilek z samego rana to rewelka:) Odwiedzilem jeszcze solarium, ale jakies zjebane maja, lezalem 12 minut i prawie nic nie widac. Na silownie tylko wszedlem, pozerkalem co maja, ale z racji tego ze Pudzianem juz nie zostane i nie mam potrzeby przerzucac zelastwa, to silke olewam. Chyba ze moze sie bede nudzic to moze troche jakis cwiczen na brzuch? Bo rosnie bebzon od piwa:( Pozniej polecialem do pracy, troche popracowalem, a pozniej na 11:30 do dentysty. Mila i sympatyczna pani pozerkala do dzioba, dala zastrzyk zeby nie bolalo, powiercila w zebie, zalozyla opatrunek i kazala przyjsc za tydzien zeby dokonczyc. Pozniej z powrotem do roboty, a pozniej do domu. W domu odpoczalem i wieczorem ruszylem na najwazniejszy mecz sezonu! Manchester - Chelsea w finale Ligi Mistrzow. Ustawilismy sie z chlopakami w Szafie. Przyszla spora ekipa: ja, Dzordz, Goly, Martin, Mis, Guma, Krzys i Bartek. Takich emocji dawno juz nie przezylem, mecz skonczyl sie dogrywka i karnymi, w miedzyczasie myslalem, ze z nerwow zjem caly ekran wraz z projektorem. Zeby sie nie rozpisywac (bo bym musial chyba siedziec i pisac przez caly wieczor na temat wrazen z meczu) powiem tylko tyle, ze MU wygralo, ja spozylem chyba cos kolo 6 piwek + 3P, po meczu czesc ekipy sie rozeszla, a najtwardsi zawodnicy, czyli ja, Jacus i Krzys ruszylismy jeszcze do Pralni, gdzie zostalo spozyte nastepne piwko, a pozniej, juz nie pamietam ktora to byla godzina, przeszczesliwy i caly rozradowany udalem sie do domu na zasluzony odpoczynek.
W czwartek bylo Boze Cialo, czyli dzien wolny od pracy, dostalismy zaproszenie do Panstwa Zgorzelskich na suto zakrapiany obiad i kolacje:) Mielismy do wypicia 2 litry wodzi, baby wypily kilka drinkow, reszte spozylismy my, do samego konca:) Po drodze poszlismy jeszcze na maly spacerek do Parku Kasprowicza, tam z Benym wypilem po piwku, jak wrocilismy do nich to dalej pita wodzia, i wszystko byloby pewnie w miare dobrze, gdybym jak zwykle nie zachowal sie jak debil i nie wymyslilem sobie zeby zrobic 1P. O jezu, dawno mnie tak nie sponiewieralo. Wystarczy napisac, ze padlem, bylem nie do ocucenia, a jak sie obudzielem, to sie okazalo, ze jest juz rano. Baby daly w nocy drapaka, a mnie tam zostawily, bo bylem nie do ruszenia:)
W piatek jak juz napisalem wczesniej, obudzilem sie u Benego, odprowadzil mnie z psem na przystanek, po drodze spozylem jeszcze piwko i pojechalem do domu. W Zdrojach kupilem jeszcze po drodze pieczywo + kwiatki dla Iwki bo miala imieniny i polazlem do domu. Do pracy nie poszedlem, bo juz wczesniej przezornie wypisalem sobie urlop. Zjedlismy sniadanie i pojechalismy na rodzinny spacerek. Przeszlismy przez cale Jasne Blonia, po drodze rozpilem piwko, pozniej do Rozanki, tam chwile posiedzielismy i z powrotem. Na obiadek ruszylismy do Santorini, wypilem tam jeszcze jedno piwko i pojechalismy do domu. A wieczor spedzilem przed ekranem. Najpierw z dziewczynami ogladnalem 2 odcinki Zagubionych, pozniej jeszcze raz powtorke srodowego finalu, a pozniej po raz kolejny Kill Bill'a:)
W sobote rano najpierw polecialem kupic Asi kwiatki bo miala imieniny, a pozniej pojechalem pograc z tatkiem w tenisa. Pogralismy poltorej godzinki, wygralem 6:3 6:2, wypilem piwko i zdrowo pobiegalem. Pozniej przyszedl na kort Guma i poszlismy na turniej siatkowki, ktory organizowal Sosik, w hali Politechniki na Tenisowej. Z naszych znajomych oprocz Sosika gral jeszcze Adas Grabowski z Pily, a wsrod znajomych kibicow, oprocz mnie i Gumy, dobil jeszcze pozniej Misiu. W skrocie wygladalo to tak, ze spedzilismy tam cale popoludnie, wypilismy jakas spora ilosc piwka, gdzies tak chyba kolo 8 sztuk. Wiec do domu wrocilem wieczorkiem znowu na bombie. Chwile pospalem, a jak sie obudzilem to ogladnalem Czerwonego Smoka i znowu poszedlem spac.
W niedziele rano ruszylem jak zwykle na 12:00 na Budziszynska pograc w pileczke. Tym razem frekwencja nie dopisala, bylem tylko ja, Misiu, Fredek i Mysza z synem. Pogralismy w pieciu, znowu zdrowo pobiegalismy, wypilem 3 piwka, ale u mnie niczym dobrym sie to nie skonczylo, bo nabawilem sie kontuzji:( Chcialem wyprzedzic Misia, ktory stal na bramce, ale nie zdazylem i stuknalem czubkiem duzego palca u nogi w Misiowa noge. Kurwa, juz wczoraj bolalo, ale myslalem ze poboli i przestanie. Po meczu pojechalem z babami na dzialke do tesciow, byla jeszcze moja mama, zrobilismy spotkanie z okazji Dnia Mamci. Ogladnalem Kubice (Robert pokazal klase, zajal drugie miejsce w GP Monaco:), zjadlem najpierw obiad, pozniej jeszcze grilla, wjebalem 2 kielbasy i 3 kaszanki, do tej pory nie wiem gdzie to we mnie wlazlo. Do tego jeszcze na dzialce spozylem 4 piwka i pojechalismy pod wieczor do domku. A w domu jak zwykle w niedzielny wieczor ogladnalem Pitbulla i poszedlem spac.
A dzis mialem pojechac po pracy pograc z Guma w tenisa, nawet mielismy juz zarezerwowane korty. Ale jak rano spojrzalem na stuknietego palca to az sie wystraszylem. Przybral jakis fioletowy kolor i zaczal jeszcze bardziej napierdalac. Zadzwonilem do Jacusia i na korty, odwolalem granie, ciekawe ile jeszcze bedzie bolec:( Po pracy na szybkiego spozylem jeszcze z Golym po piwku w 3 Koronach i pojechalem do domu. A po poludniu zrobilem sobie w ciszy i spokoju zalegla prasowke (przez te pijanstwo to nawet nie ma kiedy poczytac na biezaco gazetek), a wieczorem wlasnie siedze i pisze te slowa, a przy okazji ogladam towarzyski mecz naszej reprezentacji w pilke nozna z Macedonia. I to tyle, pewnie sie juz dzisiaj nic nie wydarzy. Jak widac tydzien uplynal glownie pod wplywem alkoholu, na ten tydzien mam plan sie ograniczyc, ale czesto te moje misterne plany biora w leb...

wtorek, 20 maja 2008

Podsumowanie dnia - 19 maj (poniedzialek)

W poniedzialek jak to w poniedzialek nie wydarzylo sie zbyt wiele. Rano poszedlem pod szkole odprowadzic Asie, bo wyjezdzala z klasa na 3 dni w Bory Tucholskie. Pozniej polecialem do pracy, a po pracy prosto do domu. Pozniej od razu pojechalem z babami na Sloneczne, odwiedzony McDonald (raz na rok sie mozna wybrac:), pozniej do sklepu, kupilem sobie 2 pary fajnych portek na lato, a pozniej do domu. Troche odpoczalem, a na 20:00 ruszylismy ze Studentem pograc w tenisa. Fajny osrodek u nas na prawobrzezu, Szczecinskie Centrum Tenisowe sie nazywa, korty z nawierzchnia "Reabound Ace", ktora stosuja na "Australian Open", po prostu rewelka. Fakt, ze drozej niz normalnie, bo 30 zika za godzine, zamiast 10 - 15 zl jak wszedzie, ale za to blisko i ladnie. Pogralismy godzinke, wygralem 6:3, 6:0:) Pierwszy raz ze Studentem gralem, bylem ciekawy jak wypadne na jego tle, nie bylo najgorzej;) W czasie meczu spozylem 1 piwko, a po meczu prosto do domu, regenerujaca kapiel i spac...

poniedziałek, 19 maja 2008

Podsumowanie dnia - 15 maj (czwartek) - 18 maj (niedziela)

W czwartek po pracy male spotkanko z Golym i Mysza w 3K, wypilem 2 piwka i polecialem do domu. Pozniej z Asia ruszylismy na rowerki. Najpierw pojechalismy na Szmaragdowe, pozniej zrobilismy duze kolko i przez Sloneczne wrocilismy do domu. A w domu to juz do wieczora odpoczynek.
W piatek dzialo sie sporo. Po pracy pojechalem pograc z tatkiem w tenisa. Najpierw rozgrzeweczka, pozniej zanim sie nie obejrzalem przegrywalem juz 0:3. Oj, pomyslalem sobie, trzeba zaczac dzialac, bo tatko w formie i na stojaco nie wygram. Wzialem duzego lyka browara, podkrecilem tempo i wygralem 6:4. Ale co sie nabiegalem to moje:) Zdazylismy zagrac tylko jednego seta, minela godzinka, wypilem piwko i polecialem szybko do domu. Trzeba sie bylo spieszyc, bo na 19:00 szlismy do Opery. Beny zalatwil bilety to mus bylo ruszyc:) Pojechalem tam z dusza na ramieniu, bo myslalem, ze sie bede nudzic jak smok. Ale sie mile rozczarowalem:) Ogladnelismy operetke pt. "Ksiezniczka Czardasza", rewelka:) I mozna sie bylo posmiac, i poogladac fajne kozy na scenie;) Kurde, juz od poczatku mi sie spodobalo, laski zaczely tanczyc jakies kankany, pokazaly zgrabne tylki, zyc nie umierac:) A Beny to juz w ogole pokazal klase, nie wiedzialem, ze az taki debesciak z niego. W przerwie miedzy aktami zaprosil nas do garderoby, pierdolnelismy sobie po piwku. Okazalo sie, ze przed spektaklem jebnal sobie juz 2 setki + 1 piwko, dlatego tak dobrze mu szlo:) Pozniej poszlismy jeszcze zerknac do garderoby jego Gosi i innych lasek, na scenie wygladaly rewelacyjnie, z bliska jeszcze lepiej:) A po przedstawieniu poszlismy jeszcze wspolnie (ja, Iwka, Beny, Gosia i znajoma parka Benego) do knajpy na Zamku "Na Kuncu Korytarza", wypilem chyba jeszcze z 5 piwek i pojechalismy do domu.
W sobote jechalismy na 16:00 do tesciowej na imieniny, a do tej godziny, az bylem zly na siebie, nic nie zrobilem, jak taki leniwy troll. U tesciowej jak zwykle, czlowiek sie najadl, popil wodzi, dobrze ze przyszedl Szwagier to bylo z kim pogadac i sie napic. Tempo narzucil dobre, chociaz mowil, ze i tak wolno, po portowcy pija 5 razy szybciej:) A wieczorem w domu ogladnalem sobie z dziewczynami zalegly odcinek Zagubionych i poszedlem spac.
W niedziele rano sie szybko wyszykowalem bo na 12:00 trzeba bylo pojechac na Budziszynska na mecz. Zebrala sie troche wieksza ekipa niz ostatnio, oprocz mnie byl jeszcze Mis, Guma, Krzys, Peszek, Kon i Mysza z synem. Zagralismy sobie po czterech, na cale boisko, ja pierdole, biegania bylo tyle, ze zrobilismy sobie 2 przerwy zamiast jednej:) W sumie wypilem 4 piwka +1P i pojechalem do domu. Wieczorem wpadl jeszcze na godzinke Grzybek, wypilismy po piwku i Grzybo polecial odebrac auto od mechaniora. Ja sobie ogladnalem Pitbulla, a po filmie chcialem sie polozyc, a tu dzwoni telefon. Patrze, dzwoni Grzybo i placze prawie w sluchawke, zebym podszedl z nim do tego mechaniora, bo byl u niego raz, pozniej musial podejsc po cos do domu i idzie do niego znowu, a boi sie samemu, bo mechanior ma warsztat na takim zadupiu, ze ciemno jak chuj i boi sie ze go napadna:) No to wzialem psa i poszedlem, bo jakby go napadli to bym mial pozniej wyrzuty sumienia. Cala akcja trwala niecale 40 minut, przyszedlem do domu i ruszylem spac.

czwartek, 15 maja 2008

Podsumowanie dnia - 14 maj (sroda)

Po pracy polecialem na szybkiego do domu, bo sie ustawilem z Grzybkiem na mega akcje. Najpierw podjechalismy na Sloneczne, bo Grzybek mial odebrac kupiony materac ze sklepu. Na Slonecznym spozylem browarka bo sloneczko nakurwialo i trzeba bylo sie ciutke ochlodzic. Pozniej z tym materacem podjechalismy do Grzyba, a z kolei wzielismy od niego stare lozko zeby przewiesc je na dzialke. Pojechalismy na nasze nowe wlosci z pewnym takim niepokojem, czy po piatkowej akcji wszystko jest na miejscu, czy biedni nie wlezli i znowu czegos nie ukradli. A tu sie okazalo, ze wszystko wyglada jak najbardziej elegancko...oprocz jednego. Jak otworzylismy domek to wszystko sie na nas prawie wysypalo. Jak najebani opuszczalismy dzialke w piatek, to wszystko na sztuke wrzucilismy do srodka i chuj. A teraz przydaloby sie to wszystko posprzatac. No to zostawilismy lozko, podjechalismy do mnie po Sylke zeby zawiesc ja do Dabia na tance, a w drodze powrotnej podjechalismy do sklepu i kupilismy 2 siatki browara. Pojechalismy do mnie do garazu, wypilismy pod garazem po jednym piwku, ja poszedlem do domu cos zjesc, a Grzybek pojechal odstawic do domu auto. Za pare minut z powrotem na dol i juz na rowerach na dzialke. Na dzialce porobilismy ladne porzadki, spozylem nastepne 2 piwka + 1P, a pozniej pojechalismy do mnie. Jednym okiem poogladalem final Pucharu UEFA, pozniej baby przelaczyly na "You Can Dance", wypilem nastepne 4 piwka, a pozniej z psem kawalek odprowadzilem Grzyba pijac po drodze nastepne piwko +1P. A pozniej co? Nic, dobrze zasluzony sen:)

środa, 14 maja 2008

Podsumowanie dnia - 13 maj (wtorek)

Dzien bardzo, ale to bardzo spokojny. Po pracy polecialem na szybkiego do Golego, spozylismy po piwku, chwile pogadalismy i polecialem do domu. A w domu pelen relaks. Sciagnalem sobie niedzielny odcinek Pitbulla, poogladalem, jak zwykle wyjeb na maksa:) Pozniej pozerkalem na final Pucharu Polski, Legia - Wisla. Ja pierdole, poziom tak zenujacy, ze plakac sie chcialo, czlowiek sie naoglada Ligi Angielskiej to pozniej jak mam ogladac te nasze krajowe meczarnie to jakbym ogladal dwie rozne dyscypliny sportowe:( Pozniej troche posiedzialem przy kompie, wieczorem ogladnalem Wojewodzkiego i poszedlem spac. Odpoczynek pelna geba:)

Irena Sendlerowa nie zyje...

W wieku 98 lat zmarla Irena Sendlerowa, kobieta ktora podczas II wojny swiatowej uratowala przed smiercia 2,5 tys. dzieci.
Nigdy nie zrozumiem, czym bardziej sie wyroznili tacy odbiorcy Nagrody Nobla jak Al Gore, Jimmy Carter, Kofi Annan, Jaser Arafat (sic!), ze przytocze tylko nielicznych "zasluzonych", niz Pani Sendlerowa, ktora jest symbolem najlepszych ludzkich cech, ktora cale zycie stawiala dobro innych nad swoim, ktora poswiecila swoje zycie dla ratowania innych...
Kurwa, jaki ten swiat popierdolony...

http://wyborcza.pl/1,75248,5202676,Irena_Sendlerowa_odeszla___.html

wtorek, 13 maja 2008

Przedprzedwczoraj ogladniete...

Człowiek z blizną (Scarface) (1983) - TVP1

reżyseria Brian De Palma, wyst. m.in. : Al Pacino, Michelle Pfeiffer, Robert Loggia, Mary Elizabeth Mastrantonio.

Klasyka. Jak tu sie przyczepic do czegokolwiek, skoro rezyseruje De Palma, scenariusz napisal Oliver Stone, muzyka Giorgio Morodera, a w glownych rolach Al Pacino (chyba zyciowa rola) i Michelle Pfeiffer. Kurwa, jak ona slicznie wyglada, i wtedy (miala 25 lat) i teraz. Jak sobie pomysle, ze rowne 2 tygodnie temu pani obchodzila 50-te urodziny to sobie mysle, ze niektorym to chyba jakos inaczej czas leci:) A sam film? Gangsterka na najwyzszym poziomie, mega realistyczna, bez zbytniego ubarwiania, rewelacja:)

http://www.filmweb.pl/f4833/Cz%C5%82owiek+z+blizn%C4%85,(1983)

Przedprzedwczoraj ogladniete...

Indiana Jones i Świątynia Zagłady (Indiana Jones and the Temple of Doom) (1984) - TVP1

reżyseria Steven Spielberg, wyst. m.in. : Harrison Ford, Kate Capshaw.

Najlepsza czesc z calej trylogii. Kapitalny humor, swietna akcja, Harrison w rewelacyjnej formie, a krysztalek w tym wszystkim to rola Kate Capshaw. Caly czas piszczala, krzyczala, zestresowana cala akcja, ciagle ja atakowaly jakies weze, robale a ta non-stop darla pipe, co za baba:)

http://www.filmweb.pl/f1214/Indiana+Jones+i+%C5%9Awi%C4%85tynia+Zag%C5%82ady,(1984)

Tak wyglada Mistrz Anglii w calej okazalosci!!!:)))


Manchester United mistrzem Anglii!!!

Glory Glory Man United As the Reds Go Marching On! On! On!
Tralalala, tralalala ! Tup tup tup !!! Normalnie spiewam i tancze:)))
Oj, ciezki to byl sezon, sytuacja zmieniala sie jak w kalejdoskopie. Najpierw liderem byl Arsenal, a my gonilismy. Pozniej my bylismy liderem, a Chelsea nas gonila. Najwazniejsze ze po niedzielnej wygranej z Wigan 2:0 to MU jest mistrzem, juz po raz 17!!! I jeszcze tylko za tydzien, 21 maja, wygrac w finale Ligi Mistrzow z Chelsea i bedzie po prostu przecudownie:)))

http://sport.onet.pl/74327.1,1248702,1746670,,manchester_united_mistrzem_anglii,wiadomosc.html

Podsumowanie dnia - 9 maj (piatek) - 12 maj (poniedzialek)

Weekend uplynal na jednym wielkim pijanstwie. Dochodze powoli do siebie, ale jest ciezko, nie ma moje lata takie trzydniowki:(
W piatek mielismy przeprowadzic akcje "dzialka". A tu nagle dzwoni z samego rana Szwagier, ze znowu przekladamy akcje. Rece mi opadly, pytam dlaczego (pytam spokojnie, ale cisnienie podniesione juz na maksa). Szwagier mowi, ze mial wypadek. Na szczescie okazalo sie ze Szwagrowi nic sie nie stalo, gosciu w niego po prostu wjechal, caly blotnik rozjebany. No to uzylem argumentow typu: "co bedziesz siedzial w domu i sie zamartwial, jak mozemy wypic 2 literki wodki na dzialce (bo tyle juz stalo przygotowane:) i popracowac na sloneczku". Tak jak myslalem, przemowilo to do wyobrazni Szwagrowej, powiedzial OK, i ze bedzie u mnie okolo 14:30. Przyjechal z Wika, podeszlismy jeszcze do 3 Koron, bo pozyczalem stamtad kosiarke spalinowa zeby sciac na dzialce trawe. Chlopaki zademonstrowali jak kosiarka dziala, amerykanska maszyna, tylko ze w kurwe duza i byly problemy zeby ja wsadzic do bagaznika. Przy okazji sie kurewsko oparzylem, bo troche pochodzila, rozgrzala sie, niechcaco dotknalem gola reka i rana od razu jak chuj, do tej pory boli:( Ale nie bylo sie co mazac, bo trzeba bylo szybko jechac, po drodze odebrac Zbynia z reszta niezbednych narzedzi, jeszcze zrobic ostatnie zakupy i ruszylismy na dzialke. Dojechaly jeszcze pozniej wszystkie moje baby i mozna bylo zaczac akcje. Oj kurwa, dzialo sie:) Wjebalismy w chuj kielbasy z grilla, wypilismy 1,5 l wodki, ja jeszcze 2 piwka +1P. Dzialka ladnie zabezpieczona, trawa skoszona (tak mi sie to koszenie spodobalo ze najebany latalem z ta kosiarka po dzialce i nikomu nie chcialem dac:), dziewczyny sie pobawily, wszyscy zadowoleni. Na sam koniec, kolo 21:30 przyjechal Grzybek, zapakowal nas najebanych do auta, w bagaznik wsadzilismy kosiarke zeby zostawic ja u mnie w garazu i pojechalismy. Szwagier spal u nas, to jak przyszlismy siedlismy jeszcze do tej wodki ktora zostala, cos tam sie napilismy, spozylem jeszcze jedno piwko + 1P i oczywiscie odplynalem.
W sobote rano wstalem, polecialem szybko po pieczywko, bo o 9:15 umowilem sie przy garazu z Grzybkiem zeby zawiesc kosiarke z powrotem do 3 Koron. Myslalem ze to bedzie szybka akcja, kurwa, jakzem sie mylil w tym wzgledzie:( Idziemy do garazu, patrze, kosiarka ujebana jak skurwysyn. Przeciez nie oddam takiej ujebanej pomyslalem, trzeba ja bylo doprowadzic do porzadku. Podczas czyszczenia okazalo sie ze nie ma jednego kolka. Ja pierdole, masakra. Przeciez to kolko moglo byc wszedzie. Jak wracalismy wieczorem z dzialki to Szwagier urzadzil sobie rajd ta kosiarka, najebany jechal nia przez cala alejke, bo sobie wymyslil, ze jak ma byc ladnie to alejke tez skosi. Zapierdalal nia w ta i z powrotem, my oczywiscie mielismy frajde bo wygladal straszliwie:) Nie pozostalo nic innego jak wsadzic kosiarke do bagaznika i pojechac na dzialke szukac kolka. Przeszukalismy caly parking, bo myslelismy ze moze kolko spadlo podczas wsadzania kosiary do auta. Oczywiscie nie znalezlismy. Pozniej krok po kroku przeszukalem cala alejke, w kurwe dluga, sporo to potrwalo, kolka dalej nie ma. No to przez plot wskoczylem na dzialke (bo oczywiscie kurwa nie mielismy przy sobie kluczy), szukam, patrze, jest, lezy!:) Ryj mi sie ucieszyl, ide z tym kolkiem na parking do samochodu, chcemy zreperowac maszyne, okazalo sie ze razem z kolkiem zaginela srubka i podkladka niezbedne do tego, zeby to kolko przykrecic. Ja pierdole, tego bylo juz za wiele. Wkurwiony, zgrzany (bo slonce od rana napierdalalo, pewnie bylo ze 30 stopni i ani grama cienia), na kacu, bez browara, ujebany juz niezle od tej kosiarki, myslalem ze ja wrzuce do pobliskiego kanalu. Co bylo robic, poszedlem szukac tej jebanej srubki tam gdzie znalazlem to kolko. Znowu przejsc przez cala alejke, znowu przez plot i na kolanach szukac srubki o srednicy ok 1 cm:( Ja pierdole, przyslowiowa "igla w stogu siana". Ale w mysl zasady, ze cuda czasami sie zdarzaja znalazlem kurwine razem z ta podkladka, lezaly sobie na ziemi:) Do tej pory sie zastanawiam jak Szwagier mogl przejechac na 3 kolkach przez cala alejke. Ale tak mysle, przypominajac sobie ta jego zacieta mine, ze nawet jakby w ogole nie bylo kolek to chyba tez dalby rade:) Chcielismy przykrecic ta srubke, ale okazalo sie bez klucza nie ma szans. Oczywiscie Grzybek w samochodzie nie mial zadnych kluczy, bo wyciagnal caly komplet pare dni wczesniej zeby zrobic miejsce na przewoz wszystkiego na dzialke. Myslalem ze zaczne wyc na tym parkingu. Zadzwonilem do Szwagra, okazalo sie, ze jest w robocie i jak podjedziemy na parking przed jego praca to nam to zamontuje. Zapakowalismy trupa do bagaznika i pojechalismy. Na parkingu szybka akcja i dalej do 3K. Po drodze kupilem sobie browarka, wzialem poteznego lyka, od razu zrobilo sie lepiej:) Odstawilismy kosiare i pojechalismy z powrotem do Zdrojow. Tam sie okazalo, ze Iwka z dziewczynami w miedzyczasie pojechala juz do miasta, a ja nie mam przy sobie klucza. Kurwa, pomyslalem sobie, ciekawe co sie dzis jeszcze wydarzy. Nie pozostalo nic innego jak pojsc do Grzybka, troche sie umyc i ogarnac. Na 13:00 umowilem sie z babami na Walach, bo byl jakis festyn majowkowy i Sylka miala wystepy ze swoim zespolem tanecznym. A ze u Grzybka bylismy przed 11:00 to trzeba bylo sobie zorganizowac czas. Wypilismy u niego po piwku i poszlismy usiasc w pijalce na ryneczku w Zdrojach. Jak zwykle, przy stolikach sama miejscowa "elita", ale znalezlismy ladny stoliczek na swiezym powietrzu, na samym koncu ogrodka, tak wiec mozna bylo posiedziec i spokojnie pogadac. Spozylismy jeszcze po 2 piwka i pojechalem na Waly. Na Walach zostawilismy Sylke na zbiorce pod scena i poszlismy usiasc na Ładodze na gornym pokladzie, bo scena byla dokladnie na przeciwko statku, tak wiec mielismy elegancki punkt widokowy. Na Ładodze spozylem nastepne piwko (to juz 5 tego dnia), ogladnelismy wystepy i poszlismy do Escapady na Starowce na obiad. Zjedlismy obiadek, spozylem nastepnego browarka i pojechalismy do domu. Mielismy jeszcze podjechac na Sloneczne do sklepu zerknac czy nie bedzie dla mnie jakichs spodni na lato, ale po drodze wyniknela "drobna sprzeczka" z malzonka na temat tego, czy jestem pijany czy nie. Czulem sie w formie, Iwka uwazala inaczej, tak wiec jak wysiedlismy na Slonecznym to powiedzialem grzecznie "sajonara" i poszedlem na piechotke do domu. Po drodze wstapilem jeszcze do sklepu po nastepne piwko i wracajac spokojnie do domu spacerkiem wypilem je ze smakiem po drodze:) Tak wiec licznik zamknal sie na 7 sztukach (o ile czegos nie przeoczylem:), przyszedlem do domu i oczywiscie polozylem sie zeby odsapnac i troche dojsc do siebie. Wstalem wieczorkiem, akurat zaczynal sie w TV film, to sobie ogladnalem, pozniej od razu drugi i poszedlem spac po jakze wyczerpujacym dniu.
W niedziele rano wstalem, ogarnalem sie i na 12:00 pojechalem na Budziszynska pograc z chlopakami w pileczke:) Mysza ustawial to granie juz od kilku tygodni, ale jakos nikomu wczesniej nie pasowalo, tak wiec dopiero w ten weekend rozpoczelismy pilkarski sezon. Mialo byc troche ludzi, ale jak zwykle okazalo sie to same leniwe trole. Przyszedlem tylko ja, Misiu, Krzys, Mysza i Myszowy syn. Jakos sobie dalismy rade, pobiegalismy kilkadziesiat minut, i zeby nie przesadzic, skonczylismy ok. 13:30. W tzw. miedzyczasie wypilem na prazacym sloncu 2 piwka +1P, tak wiec na nowo zaczelo sie robic dobrze. Pozniej poszedlem z Misiem do mamy (akurat jej w domu nie bylo) wziasc szybka kapiel, odswiezyc sie, poogladac Kubice, bo o 14:00 zaczal sie wyscig F1, doszedl jeszcze Dzordz i Mysza, spozylem jeszcze 2 piwka +1P i pojechalismy do Francuza ogladnac ostatnia kolejke Ligi Angielskiej decydujacej o tytule mistrzowskim:) Manchester gral na wyjezdzie z Wigan, a Chelsea u siebie z Boltonem. Wszystko potoczylo sie przepieknie, MU zostalo mistrzem!!!!:))) Oczywiscie wypilem dzbanek piwa + 1P po meczu Misiu zawiozl mnie do domu bo juz bylem "letko" zamroczony:) W domu od razu sen, nawet nie ogladnalem Pitbulla:( Przebudzilem sie wieczorem, przebralem sie i poszedlem dalej spac.
W poniedzialek rano jak sobie wszystko poprzypominalem z calego weekendu to uznalem, ze jestem debil i mus zrobic sobie jakis odpoczynek. Tak wiec poniedzialek minal bardzo spokojnie, spotkalem sie tylko z Golym, zapodal mi karnety na turniej tenisowy rozgrywany w tym tygodniu w Szczecinie, wypilismy po piwku i pojechalem do domu. A w domu, zeby w koncu zrobic cos pozytecznego to sie wzialem za porzadki. Popracowalem, od razu poczulem sie lepiej (w mysl staropolskiej zasady: najlepsza na kaca jest praca:) Wieczorkiem wypilem sobie jedno piwko (z sokiem!!!, na jakas chwile potrzebuje malej odmiany;) i juz w lozeczku ogladnalem pierwszy odcinek serialu pt. Dexter. Sciagnalem na probe, bo slyszalem sporo dobrego, i co sie okazalo? Kurwa, rewelka!:) Glowny bohater to pracownik policji, specjalista od analizy sladow krwi, a wieczorami koles przeistacza sie w seryjnego morderce, ale zabija tylko tych, ktorzy sobie na to zasluzyli, np. innych seryjnych mordercow. Thriller, komedia, obyczajowka w jednym, cos pieknego:)

piątek, 9 maja 2008

Szczecin w pelnej krasie....

Sporo sie ostatnio mowi na lamach szczecinskiej prasy i nie tylko, co zrobic, zeby nasze piekne miasto bylo jeszcze piekniejsze. Jedna z najgorszych spraw to te wszystkie szkaradne banery, szyldy reklamowe, wiszace wszedzie bez ladu i skladu, przez ktore miasto wyglada jak rumunska wioska, a nie jak europejska metropolia, do bycia ktora Szczecin pretenduje:) A tu kurwa nastepny przyklad debilizmu. Jakis skurwiel, w reprezentacyjnym miejscu, na Aleji Fontann, wywiesil sobie mega skurwialy baner reklamowy, zreszta co bede pisac, to trzeba samemu zobaczyc, zostawie to bez komentarza, bo po co sie wkurwiac...

Podsumowanie dnia - 8 maj (czwartek)

Czwartek mial uplynac pod znakiem "akcja na dzialce", a uplynal pod znakiem "geografia". Szwagier rano dal znac, ze nie moze przyjechac na dzialke, bo sie okazalo, ze go w robocie zrobili w chuja i musi przyjsc do pracy na nocke. Trudno, przelozylismy cala akcje na piatek. Bylo mi to troche na reke, bo moglem spokojnie pomoc Sylce w geografii. Najpierw w pracy misterna robota, ze skanow cwiczen, ktore wczoraj porobilem u Grzybka trzeba bylo wymazac w Photoshopie notatki i rozwiazania, ktore juz tam byly. Pozniej to wszystko podrukowac w odpowiednim formacie, a jak juz wszystko zostalo przygotowane to po poludniu pomoc w zrobieniu tych cwiczen. Po pracy ruszylem do 3 Koron, wpadl Mysza, ktory okazalo sie, ze jest juz wolnym czlowiekiem, "rozwiodl sie" z baba. No to trzeba bylo spozyc jakies piwko, przyszedl jeszcze Goly, spotkalismy w 3K Krzysia Samociuka, czyli ekipa zrobila sie taka, ze mozna bylo niezle sie posmiac. Pogadalismy, spozylem 4 Bosmanki +1P i pojechalem do domu. W domu jak usiadlem z Sylka do tej geografii ok. 17:30 to skonczylismy w okolicach polnocy:( Oblozony ksiazkami, atlasem, wspomagajac sie netem wszystko pieknie porobilismy, tzn. ja dyktowalem a ona pisala. Wiem, ze to nie wychowawcze, ale raz na rok mozna pomoc dziecku, bez tej pomocy w zyciu by tego w jeden dzien nie zrobila. A zachowala sie jak typowy Polak, tzn. "wszystko na ostatnia chwile":) No coz, niedaleko pada jablko od jabloni...
A z plecami powolutku, pomalutku, sytuacja sie poprawia, pochodzilem wczoraj caly dzien w bandazu to spokojnie moglem funkcjonowac, choc caly czas do pelnej formy brakuje sporo:(

czwartek, 8 maja 2008

Podsumowanie dnia - 7 maj (sroda)

Jak juz pisalem w poprzednim poscie, rano nie moglem wstac z lozka. Po dluzszej chwili jakos sie zwloklem, wyszykowalem jak zwykle dziewczyny do szkoly i pomyslalem co dalej. Do pracy nie bylo sensu isc, bo bym nie dojechal. Padlbym gdzies kurwa po drodze, pewnie nikt by nie pomogl wstac i jeszcze by okradli:) Nasmarowalem sie Naproxenem, mocno owinalem w pasie bandazem elastycznym, wypilem jakies lekarstwo i przyjalem jakas dziwna pozycje, zeby moc posiedziec przy kompie, pouaktualnialem bloga, pozniej polozylem sie wygodnie i ogladnalem film. Z racji tego, ze moje skurwiale ruchy najbardziej przypominaly wczoraj zombie, to wlaczylem sobie wlasnie filmik o tych przeuroczych stworzeniach, uznalem ze to jakos tak fajnie bedzie sie komponowalo:) Nie wiem co z tej mieszanki zadzialalo, tzn. bandaz, masc czy to lekarstwo, ale po poludniu czulem sie juz sporo lepiej. No to wyruszylem autem z Grzybkiem w trase. Najpierw do sklepu, bo Grzybo kupowal sobie lozko (po drodze spozyte jedno piwko), pozniej odebrac Aske z baletu (spozyte drugie piwko), pozniej do Lidla zrobic zakupy na czwartkowa akcje na dzialce (zabezpieczenie dzialki przed zlodziejami, polaczone z piciem wodki i grillowaniem, cala akcja pod nadzorem oczywiscie Szwagra:), a pozniej do Grzybka do domu, bo musialem poskanowac dla Sylki cwiczenia z geografii. Oczywiscie zeby lepiej szlo wypilem jeszcze 3 piwka +1P, tak wiec wrocilem do domu poznym wieczorem znieczulony, choc musze przyznac, ze w trakcie dnia pare razy jak mnie zarwalo w krzyzu, to myslalem ze sie przewroce...ale coz, nie ma sie co mazac, trzeba byc twardym, a nie mietkim;)

środa, 7 maja 2008

Dzisiaj ogladniete...

Diary of the Dead (2007) - DivX

reżyseria George A. Romero.

Nastepny film o zombiakach klasyka tego gatunku:) Na poczatku srednio mi sie podobalo, jakies takie dretwe gadki, ale pozniej sie rozkrecilo. Zombiaki fajnie zrobione, niezle pomysly, akcja leci do przodu, czyli jest git. No i fajny tekst zapodal jeden z bohaterow. Na pytanie:
- Jest pan pijany, profesorze?
, gosc odpowiada:
- W istocie, jestem. Ale pijanstwo dziwnym trafem nigdy nie wplywa na moja percepcje otaczajacego mnie swiata.

Dobre, jak sie glebiej zastanowie to tez tak mam;)

http://www.filmweb.pl/f370960/Diary+of+the+Dead,(2007)

Podsumowanie dnia - 5 maj (poniedzialek) i 6 maj (wtorek)

Juz po majowce, ale pogoda nie pozwala zapomniec o odpoczynku:) W poniedzialek po pracy wypilem z Krzysiem Samocukiem piwko w 3K i pojechalem do domu. Zostawilem tylko w domu plecak, wsiadlem na rower i pojechalem na "nasza" dzialke:) Spozylem 2 piwka + 1P, pogoda rewelacyjna, pogadalem z Grzybkiem i czekalismy na sygnal od Szwagra, ktory mial przyjechac zeby ocenic co jest do zrobienia. Dzialke trzeba zabezpieczyc, bo przychodza jakies kurwa menty i wynosza rozne rzeczy. Okazalo sie, ze Szwagier bedzie dopiero kolo 20:00, no to pojechalem z powrotem do domu czekac na niego. Ledwo usiadlem a tu telefon, dzwoni Szwagier ze zaraz bedzie. Ja pierdole, znowu na rower i z powrotem na dzialke. Szwagier przyjechal ze Zbyniem, zrobili rozkminke co trzeba zrobic, wypilem nastepne 2 piwka i pojechalem do domu. I to wszystko, czyli dzien uplynal pod znakiem dzialki i rowera:)
We wtorek po pracy na szybkiego wypilem z Golym piwko w 3K i pojechalem na tenisa. Sezon tenisowy rozpoczety!:) Na 15:00 ustawilem sie z tatkiem na godzinke grania, bo nie chcialem za pierwszym razem przedobrzyc. Tatko sciagnal jeszcze Patryka, najpierw troche popukalismy dla rozgrzewki a pozniej pierwsza gierka na punkty w tym roku. Wygralem 6:0, 6:1, ale gdyby tata gral sam, a nie z Patrykiem, to walka na pewno bylaby bardziej zacieta. Juz w trakcie gry poczulem, ze gdy schylam sie po pilki cos mnie zaczyna bolec w krzyzu. Ale jak to ja, nie przejalem sie tym za bardzo. W trakcie gry spozylem jednego browarka, a po tenisie przyjechalem do domu. Szybka kapiel, podjechal Szwagier bo wlasnie wracal ze Zbyniem z prawobrzeza z jakiejs fuchy to mnie od razu zawiozl z Aska na balet do miasta. Odstawilismy Aske, a ze Szwagier mial jeszcze troche czasu to podjechalismy na Starowke i siedlismy w trojke w ogrodku. Ja ze Zbyniem wypilismy po Lechu, Szwagier cole i pojechalem do domu. Z godziny na godzine coraz bardziej zaczely napierdalac plecy, ale eskalacja nastapila wieczorem. Nie moglem sie ruszac, czulem sie jakby dysk mi wyskoczyl, albo cos podobnego. Cala noc prawie nie spalem, nie moglem lezec ani na plecach, ani na brzuchu, w koncu znalazlem jakas taka dziwna pozycje na boku, jakos troche pospalem. Rano dzisiaj sie obudzilem, nie moglem wstac z lozka. Pewnie naciagnalem jakies miesnie w krzyzu, nie znam sie na tym, ale nie jest dobrze. Nie poszedlem do pracy, no bo kurwa niedalbym rady nawet wejsc do autobusu czy tramwaju. Na chwile obecna dalej napierdala, zobaczmy jak sytuacja sie rozwinie:(

Wygrana Manchesteru.

W przedostatniej kolejce Manchester wygral z West Ham 4:1, co przy jednoczesnym zwyciestwie Chelsea 2:0 z Newcastle spowodowalo, ze rozstrzygniecie przyniesie jednak ostatnia kolejka. MU gra z Wigan na wyjezdzie, Chelsea z Bolton u siebie. Cala ostatnia kolejka w niedziele o 16:00. Nawet nie mysle o zadnym innym rozwiazaniu, jak zwyciestwo MU i zdobycie, jakze zasluzonego, mistrzostwa Anglii!:)))

http://sport.onet.pl/74327.1,1248702,1741705,,anglia_koncert_mu__kolejny_tytul_o_krok,wiadomosc.html

Przedprzedprzedwczoraj ogladniete...

Mucha 2 (The Fly II) (1989) - TV4

reżyseria Chris Walas, wyst. m.in. : Eric Stoltz, Daphne Zuniga.

Jedna z kontynuacji, bez ktorej swietnie mozna byloby sie obyc. Nawet przez chwile nie ma tego klimatu, ktory miala pierwsza czesc (ale wiadomo, skoro nie maczal w tym paluchow Cronenberg, to czego tu oczekiwac:) Pare fajnych (tzn obrzydliwych:) momentow wynagradza dziury w scenariuszu.

http://www.filmweb.pl/f33302/Mucha+2,(1989)

Przedprzedprzedwczoraj ogladniete...

Poszukiwacze zaginionej Arki (Raiders of the Lost Ark) (1981) - TVP1

reżyseria Steven Spielberg, wyst. m.in. : Harrison Ford, Karen Allen, John Rhys-Davies.

Pierwsza czesc jednej z najlepszych serii w historii kina:) Szybka akcja, fajny humor, wszystko pokazane z przymrozeniem oka i ten uroczy klimat filmow kreconych w latach 80-tych. Ogladane po raz kolejny i zawsze sie podoba:)

http://poszukiwacze.zaginionej.arki.filmweb.pl/

Podsumowanie dnia - 1 maj (czwartek) - 4 maj (niedziela)

I znowu opoznienia w pisaniu. Ale dzisiaj jest w koncu czas zeby cos napisac, a to dlatego, ze podupadlem na zdrowiu i zostalem w domu. Ale o tym pozniej. Na razie skupie sie na majowce:)
Rano w czwartek wstalem, trzeba sie bylo szybko wyszykowac bo juz o 9:00 odplywal (a moze odlatywal:) wodolot do Swinoujscia. Kurwa, kiedys jak bylem maly bombel to pare razy frunelo sie wodolotem, ale to bylo dawno. Dlatego bylem ciekawy jak to wyglada teraz. No i sie okazalo, ze wyglada...rewelacyjnie!:) Kupa miejsca na pokladzie, wygodne fotele, duzo miejsca na nogi, na pokladzie uwijaly sie dwie fajne laski z obslugi, tak wiec bylo na czym oko zawiesic:) Na samym poczatku jedna z nich podeszla i wetknela do reki jakas ulotke. Patrze, a to menu. Uuuu, pomyslalem sobie, jest dobrze. Nie namyslajac sie dlugo wzialem sobie browarka, pozniej jeszcze drugiego, tak wiec 75 minut lotu minelo bardzo szybciutko (i oczywiscie milutko:)
Pierwszy dzien pobytu w Swinoujsciu minal bardzo spokojnie. Zostawilismy w pokoju wszystkie manele i najpierw poszlismy sie przejsc. Troche pochodzilismy, pozniej poszlismy na obiadek, pozniej znowu spacerek, w miedzyczasie piwko w jakims ogrodku, a poznym popoludniem z powrotem do domku. Wieczor minal filmowo. Wzialem ze soba na majowke laptoka i zaczelismy ogladac serial pt. "Jericho". Mam go na plytkach juz chyba od 2 lat, ale nigdy nie bylo czasu zeby zaczac ogladac. W pierwszy dzien poszlo od razu pare odcinkow, na poczatku mi sie zajebiscie podobal, pozniej juz ciut mniej, ale generalnie do ogladniecia.
W piatek w planie byla wyprawa do Niemiec. Wzialem na droge 4 piwka w plecak, doszlismy do Ahlbecku, po drodze posiedzielismy na placu zabaw, chwilke na plazy, a w drodze powrotnej wstapilismy jeszcze jak zwykle do niemieckiego marketu przed granica. Standardowo, kupa slodyczy, jakies drobiazgi, ale najbardziej bylem zadowolony z zakupu piwka:) Mieli ciemnego Köstritzer'a, ktorego ni chuja sie nie kupi u nas w zadnym sklepie, jedyne miejsce gdzie mozna sie napic to Cafe Prawda, a tu prosze bardzo, jedyne 0,75€ za sztuke, rewelka:) Po wyprawie do Niemiec ruszylismy na rybke. Wjebalem mega mintaja, do tego oczywiscie fryteczki, zimne piwko, czyli standardowy nadmorski zestaw:) Pozniej jeszcze troche pokrecilismy sie po miescie i popoludniu ruszylismy do domku na zasluzony odpoczynek.
W sobote z kolei zaplanowana zostala wycieczka w kolo Swinoujscia, czyli forty i ulubione plazyczki przy ujsciu Swiny do morza:) Jak zwykle, w plecak pare butelek piwka, znalezlismy taka nowa fajna plazyczke, polezelismy tam chyba z 3 godziny, spozylem piwko +1P, sloneczko pieknie napierdalalo, po prostu rewelacja:) Pozniej poszlismy na promenade, wjebalem mega kebaba, dziewczyny pojezdzily samochodzikami, na plazy w ogrodku pod palmami spozylem browarka i ruszylismy na wieczorny odpoczynek. A wieczorem oprocz Jerycho poogladalem TV i poszedlem spac.
W niedziele rano ruszylismy na wieze w centrum Swinoujscia, ponad 200 schodow w gore, fajny widoczek na cale miasto i na port. Pozniej na plaze, chwilke pochodzilismy wzdluz morza, pozniej na plac zabaw, w miedzyczasie spozylem piwko, zrobilismy jakies zakupki zeby cos zjesc jeszcze przed wyjazdem i trzeba bylo sie do konca spakowac. Powrotnego busa mielismy o 15:20, a jeszcze trzeba bylo przeplynac promem na druga strone rzeki. Kierowca busa zaczal straszyc ze sa korki i ze bedziemy jechac z 3 godziny. No to szybko polecialem spozyc jeszcze browarka, zeby sie lepiej jechalo. A tu sie okazalo, ze gosciu pojechal jakims objazdem przez Stepnice i po 1:40 bylismy na miejscu:) Pojechalismy jeszcze do mamy po psa, a wieczorkiem tylko ogladniety Pitbull i poszedlem spac. Tak to minela majowka, odpoczalem sobie zajebiscie, pogoda dopisala, czyli weekend nad wyraz udany:)