piątek, 27 czerwca 2008

Podsumowanie dnia - 26 czerwiec (czwartek)

Dzien bez historii. Rano polecialem do pracy a po pracy grzecznie prosto do domu. Siadlem do kompa i przygotowalem trase na piatek na wypad integracyjny. W piatek ruszamy (cala firma 3P wraz z rodzinami i osobami towarzyszacymi, razem 45 osob), cel wyprawy: Ranczo Zenobia kolo Rewala:) Cala trasa zostala rozpisana na czynniki pierwsze, jak sie gdzies zgubimy to bedzie znaczylo, ze jestem nurek. Pozniej pojechalismy na Budziszynska, trzeba bylo oddac psa na przechowanie do babci Jadzi:) A wieczorkiem wzialem sie za pakowanie, przygotowanie sprzetu sportowego, trzeba bylo ogolic ryja, zeby wygladac jak czlowiek a nie jak bum. I w czasie tego wszystkiego jeszcze trzeba bylo poogladac drugi polfinal, Rosja - Hiszpania. Kurwa, jak zwykle wygrali Ci co nie trzeba (Espaniole jebneli Ruskow 3:0), bylem za kacapami, ale zagrali tak, jakby od meczu z Holandia nie robili nic innego tylko pili. Na bank pili, bo co moze robic Rusek jak ma troche wolnego czasu. W finale Hiszpania gra z Niemcami, chyba trzeba bedzie byc za szkopami, bo tej pory ci za ktorymi bylem to prawie zawsze przegrywali, lipa jak chuj. Jak se pomysle ze Niemcy moga miec mistrza to mnie krew zalewa, ale co tam, nie ma co sie przejmowac takimi drobiazgami, trzeba wyczyscic umysl od wszelkich zmartwien i rozterek, bo caly weekend u Zenobi szykuje sie bardzo, ale to bardzo elegancko. Positive think!

czwartek, 26 czerwca 2008

Podsumowanie dnia - 22 czerwiec (niedziela) - 25 czerwiec (sroda)

W niedziele obudzilem sie kolo 7:00 (nie wiem jakim cudem), wyszedlem z psem i zadzwonilem do Grzybka, zeby zrobic ustawke i podjechac na dzialke na akcje "porzadki". Kolo 8:30 Grzybek dal znac, ze jest pod garazem, no to zszedlem, wsiedlismy na rowerki i pojechalismy. Kurwa, widok jaki mnie przywital jak juz zajechalismy na miejsce normalnie rzucil mnie na kolana. Do tej pory zaluje, ze nie mialem przy sobie aparatu i nie zrobilem zdjecia. Takiego skamu juz dawno nie widzialem. Cala dzialka, alejka przed dzialka i przylegajace do nas inne dzialki uslane byly butelkami, puszkami, sloikami po musztardach, keczupach, kromkami chleba, plastykowymi sztuccami, polamanymi w kawalki plastykowymi talerzykami, kubkami, i jeszcze wieloma innymi rzeczami, normalnie masakra. Do tego wszystkiego na srodku stoi (a raczej lezy) rozjebany namiot. Otwieramy altanke, a tam jeszcze gorzej. Na podlodze wysypany popiol i wegiel z grilla, porozlewane sosy, syf, kila i mogila. Cala akcja porzadkowania trwala prawie do godz. 11:00, w tym czasie spozylem 2 Lechy 0,6l, ale dzialka wyglada jak nowa:) Znalazly sie MP3-ki (lezaly w altance na szafie), aparat okazalo sie, ze wziely moje baby jak szly do domu, ale latarka i whisky poszly sie jebac. Wrocilem do domu, szybko sie spakowalem i pojechalem na Budziszynska pograc w pileczke. Ciezko bylo, ale dalem rade. Na meczu najpierw wypilem jakas Nestea, a dopiero pozniej 2 piwka + 2P. Po meczu pojechalismy z Mysza do Zdrojow, bo Mysza bedzie robil szafe u dziewczyn w pokoju. Musial wziasc wymiar, zobaczyc z jakiego materialu ma to byc zrobione, itp. Pozniej sobie usiedlismy, na spokojnie wypilem 2 piwka +1P. Pozniej kawalek odprowadzilem Mysze i polecialem do Grzybka pozyczyc wedke na weekendowy wyjazd na firmowy piknik. U niego tez spozylem 2 piwka, chwilke pogadalismy i polecialem do domu odpoczywac. Wieczorem ogladnalem tylko Pitbulla, pozniej mecz Wlochy - Hiszpania (makarony przejebaly w karnych, w koncu jakis odpowiedni wynik:) i spac.
W poniedzialek ledwo wstalem, strasznie mnie ten weekend wyczerpal:( Najpierw rano polecialem z dziewczynami do szpitala w Zdrojach, znowu beda chodzic przez 3 tygodnie na rehabilitacje ortopedyczne, pozniej do pracy, a po pracy na tenisa z Guma. Pierwszy chyba raz w zyciu wzialem na korty zamiast piwa napoje bezalkoholowe:) Wzialem 2 butelki Nestea, Guma jak mnie zobaczyl z ta herbatka to nie uwierzyl. Powiedzial, ze mi nie pasuja takie napoje;) Pijac ta herbatke wygralem 6:1 6:1 6:1 i pojechalem do domu. A w domu ogladnalem z dziewczynami dwa ostatnie odcinki 4 sezonu Zagubionych, pozniej jeden odcinek Dextera i poszedlem spac.
We wtorek nie poszedlem do pracy, tylko polecialem pomoc Szwagrowi przy porzadkowaniu nowej chalupy Patryka ze zlomu. Cala akcja potrwala do 12:00, pozniej ruszylem do Szwagra do domu troche sie przekapac, bo sie caly ujebalem, a pozniej do domu. W domu mega odpoczynek, na lezaco Dexter i znowu sen.
W srode znowu zamiast do pracy poszedlem na akcje "zlom", pozniej ruszylem na Pomorzany, spozylem z Dzordzem 2 piwka + 1P, a pozniej podjechal po nas Fazi i ruszylismy do niego do domku. Najpierw pogrzebalem przy jego kompie, a pozniej siedlismy sobie wygodnie przed Fazikowa plazma 42" i reszte dnia spedzilismy na sportowo. Najpierw ogladalismy tenisa, grala sliczna Ana Ivanovic, w HD wyglada jeszcze lepiej niz normalnie:) A pozniej byly emocje pilkarskie, w pierwszym polfinale Niemcy grali z Turcja. Nie lubie ani jednych ani drugich, ale przed tym meczem bylem za Turkami. Brudasy, ale chyba juz ich wole niz tych przejebanych szkopow. I oczywiscie mecz sie skonczyl nie po mojej mysli, Niemcy wygrali po zajebistym meczu 3:2 i sa juz w finale:( Podczas calego popoludnia i wieczoru u Fazika spozylem raptem 6 piwek + 2P, ale i tak byla mega bomba. Po meczu podjechal po nas Majonez i zawiozl mnie i Dzordza do domku. A w domku pozostalo tylko wyjsc z psem i pojsc spac...

poniedziałek, 23 czerwca 2008

Podsumowanie dnia - 18 czerwiec (sroda) - 21 czerwiec (sobota)

W srode wyszedlem troche wczesniej z pracy bo grafik byl napiety i musialem ze wszystkim zdazyc. Najpierw polecialem na Twardowskiego bo Patryk gral tam w tenisa, a mialem odebrac od niego kasiore dla Martina. Posiedzialem, poogladalem, spozylem piwko i polecialem dalej. Odwiedzilem Martina, chwilke pogadalismy i trzeba bylo uciekac. Na 15:30 polecialem do fryzjera. Troche to potrwalo, strzygla mnie dosc fajna koza, to sie chociaz czas nie dluzyl:) Ze zmienionym image'm ruszylem do 3 Koron, tam sie mialem spotkac z Dzordzem i Golym, zeby ruszyc na decydujacy mecz barazowy o wejscie do II ligi, Pogon Szczecin - Zatoka Puck. Goly sie zaczal smiac z mojej fryzury, najpierw mowil, ze wygladam jak Borek, a pozniej jak Saganowski:) Wypilem 2 piwka + 1P, doszedl jeszcze Bimbelt i pojechalismy na mecz. Po drodze kupilismy 2 x 0,35 l. wodzi i 3 browary, przy wejsciu nic nie sprawdzali, czyli spokojnie zasiedlismy sobie na trybunach i rozpoczal sie piknik:) Pierwsza polowa byla tak nudna, ze sobie siedzielismy, gadalismy, pilismy i prawie w ogole nie zerkalismy na mecz. W drugiej polowie juz bylo lepiej, Pogon wygrala 4:1 i awansowala do II ligi, a ja wypilem 2 piwka + drinka + 1P i bylo dobrze:) Po meczu zabralem sie z Bimbeltem na prawobrzeze, wieczorem ogladnalem Rosja - Szwecja (2:0) i poszedlem spac.
W czwartek przed praca pojechalem z Bimbeltem na fitness, czasu nie bylo zbyt duzo, zdazylem zrobic 5 km w pol godziny na biezni, pozniej solarium i polecielismy do roboty. Po pracy pojechalem z Guma pograc w tenisa. Wygralem 6:0 6:1 6:1, wypilem 3 piwka i pojechalem do domu. A w domu ogladnalem pierwszy cwiercfinal ME. Niestety, Niemcy pokonali Portugalie 3:2:(
I tak oto nadszedl ciezki weekend. W piatek nie poszedlem do pracy, gdyz dziewczyny mialy w szkole rozdanie swiadectw. Najpierw z samego rana polecialem do kwiaciarni po kwiaty dla nich, pozniej do szkoly do Sylwi na apel, dalem jej kwiatka dla nauczycielki, do klasy juz nie poszedlem, zeby jej nie robic siary:) Duza baba juz z niej, nie powiedziala tego, ale chyba juz nie chce, zeby ojciec latal na rozdanie swiadectw;) Pozniej wrocilem do domu, wsiadlem na rower, wzialem Grzybka dla towarzystwa i ruszylismy w krotka trase. Najpierw podjechalem do Berti do bankomatu, pozniej do Enei zaplacic za prad, pozniej po drodze zatrzymalismy sie przy wedkarzach przy Regalicy, wypilismy po piwku i pojechalismy do Szwagra do roboty. Zostaly u nas w domu jakies ciuchy Wiki i Szwagier poprosil zebym mu je podrzucil do pracy, bo wyjezdzali. W drodze powrotnej spozylismy kolo wedkarzy po jeszcze jednym piwku i pojechalem do domu. Szybka kapiel, zabralem Sylke i poszlismy do Asi do szkoly. Najpierw apel, pozniej rozdanie swiadectw w klasie, popstrykalem pare fotek, i po wszystkim poszedlem z dziewczynami na zasluzone lody (swiadectwa wygladaly bardzo dobrze:) Nastepnie ruszylem z Grzybkiem na rowerze na dzialke przygotowac ja na sobotnie Grzybkowe urodziny. Wszystko ladnie posprzatalismy, wypilem przy okazji 4 browarki +1P i pojechalem do domu. A wieczorem wpadli do nas na kolacje Sosikowie, ogladnelismy drugi cwiercfinal, znowu wynik po chuju, tym razem Turcja pokonala w karnych Chorwacje:( Wypilem 7 piwek + 1P, czyli piatkowy licznik zamknal sie na 13 piwkach + 2P.
W sobote wstalem dosc wczesnie, polecialem tylko po pieczywo, zjadlem sniadanie i pojechalem na tenisa. Na 11:00 umowilem sie z tatkiem, oj, bylo ciezko. Przez poltorej godziny zdazylismy zagrac tylko 2 sety, strasznie zacieta i mordercza walka. Pierwszego seta przegralem 6:4, drugiego wygralem 6:4, czyli wynik pozostal nierozstrzygniety. Kupilem sobie przed meczem 2 piwka, ale taki bylem zaaferowany gra, ze zdazylem wypic tylko jedno:) Pozniej pojechalem do Galaxy, Grzybek akurat wychodzil z pracy, pomoglem mu z ostatnimi zakupami na impreze urodzinowa i pojechalismy do Zdrojow. Po drodze wypilem sobie to drugie piwko, ktore mi zostalo, podjechalismy do Grzyba do domu, wzielismy reszte bambetli i ruszylismy zawiezc to wszystko na dzialke. Zatrzymalismy sie na parkingu przed dzialkami, od strony, od ktorej nigdy jeszcze nie wchodzilismy, bo zawsze bylimy na rowerach i podjezdzalismy inaczej. I oczywiscie kurwa weszlismy nie w ta alejke co trzeba, ten nasz caly majdan ktory nieslismy wazyl chyba ze 100 kilo, zrobilismy wyjebane kolko zanim trafilismy na swoja dzialke. Ja pierdole, po drodze pierdolnalem tym calym mandzurem o glebe, bo myslalem ze juz nie dojdziemy, na dworzu goraczka, ja caly zlany potem, zmeczony po tej krwiozerczej walce tenisowej, a tu kurwa mam niesc jeszcze 6 litrow Coli, 8 butelek piwa, cala siatke miesa, nie wiem co tam jeszcze bylo, ale bylo tego w chuj duzo. Jak jebłem tym o ziemie, to Grzybek przejal moje bagaze a ja jego. Te jego byly troche lzejsze, raptem 6 litrow sokow, jakies koce, rozlozony grill, tylko ze to kurestwo z kolei bylo zajebiscie niewygodne do niesienia. Po drodze przystanek co 50 metrow, a kurwa przeszlismy w sumie chyba z 500. Jak doszlismy pod dzialke to pizgłem tym wszystkim o ziemie, patrze na zegarek, a tu sie zrobila juz prawie 16:00, a na 17:00 mieli przyjsc pierwsi goscie. No to zostawilismy to wszystko w altance, z powrotem do auta (okazalo sie ze samochod stal niecale 100 metrow od dzialki:) i pojechalismy do mnie do domu. Szybka kapiel, spakowalem jeszcze pare rzeczy potrzebnych na dzialce, wzialem po piwku na droge i ruszylismy na piechote na dzialke. Wypilismy po piwku, ledwo sie zmiescilismy w czasie, doszlismy o 16:55, ale na szczescie goscie sie troche pospozniali. Przyszly moje baby, kupa znajomych Grzybka, lacznie razem z dziecmi bylo 18 osob. Nie bede sie rozpisywal o samej imprezie, powiem tylko, ze bylo przezajebiscie:) Dawno sie tak nie nasmialem, pojadlem szaszlyka, kielbasiore, wypilem 8 piw + 6-7 kieliszkow wodki + chyba 6P. W radiu posluchalismy transmisji meczu Holandia - Rosja, Ruscy wygrali po dogrywce 3:1. Mecz sie skonczyl kolo 23:00, na dzialce pradu nie ma, panowaly egipskie ciemnosci. Powolutku, pomalutku zaczelismy sie szykowac do wyjscia, ale nagle sie okazalo, ze wszystko gdzies zaginelo! Zginely dwie MP3-ki, latarka, aparat fotograficzny i butelka whisky. Ja pierdole, po ciemku, swiecac sobie tylko telefonami rozpoczely sie poszukiwania. Wszyscy najebani, oczywiscie nic nie znalezlismy, a jeszcze do tego wszystkiego mialem zlozyc w tych ciemnosciach namiot. Zeby im sie nie nudzilo, to powiedzialem swoim dziewczynom zeby sobie wziely namiot to im pomoge go rozbic i sie beda mogly pobawic w tym namiocie. Ale wszystkie moje baby wyszly wczesniej, namiot zostal, a ja na tej bombie mialem go zlozyc. Kurwa, zaraz na samym poczatku zaplatalem sie w te wszystkie linki, wypierdolilem sie, caly stelaz runal, sznurki powyrywane, sledzie zostaly w ziemi, masakra. Zostawilem to wszystko w pizdu, postanowilem ze na drugi dzien wstane o 7:00 rano, zadzwonie do Grzybka i przyjedziemy na dzialke posprzatac i spakowac ten namiot. Balem sie, ze miejscowe gangusy nas uprzedza i jak przyjedziemy rano to juz namiotu nie bedzie, ale nie bylo innego wyjscia. Wyszlismy z dzialki razem z cala ekipa przed 1:00, jakos w tych ciemnosciach trafilismy na stacje benzynowa kolo mojego domu, tam ekipa zdecydowala ze idzie do Grzybka do domu dalej pic, kupili jeszcze 2 litry wodki + 2 szesciopaki Zywca, ja tylko drapnalem 2 piwka dla siebie, chwile jeszcze z nimi pogadalem, wypilem jedno piwko, drugie wzialem na rano do domu, pozegnalem sie i polecialem spac. To byl dobry ruch, ze nie poszedlem z nimi, bo nie wiem czym by sie to skonczylo:) Sumujac, licznik przez cala sobote zamknal sie na 12 browarkach + pare kieliszkow wodzi + 6P, niezle:)
Streszczenie niedzieli przedstawie pozniej, bo zaraz trzeba zmykac do domu, a jest o czym pisac:)

środa, 18 czerwca 2008

Podsumowanie dnia - 14 czerwiec (sobota) - 17 czerwiec (wtorek)

W sobote obudzilem sie dopiero po 9:00, nie pamietam kiedy ostatni raz spalem ponad 9 godzin, ale wiadomo, trzeba bylo odespac caly wyjazd. Po poludniu najpierw pojechalismy do tescia na imieniny, pilem ja + stara gwardia, Szwagier parowka jak zwykle przyjechal autem i nie pil. Ekipa sie wykruszyla w polowie pierwszej 0,7, tak wiec dokonczylem ja praktycznie samemu, a w miedzyczasie ogladnalem jeszcze mecz Hiszpania - Szwecja (2:1). Po meczu szybko sie zawinelismy i na drugi mecz pojechalismy do Sosikow. Z Sosikiem zrobilem najpierw 0,7l, pozniej 0,5l, a po drodze ogladnelismy Grecja - Rosja (0:1). Bomba zrobila sie juz niezla, tak wiec po polnocy zawinelismy sie do domu.
W niedziele spalem jeszcze dluzej, bo do 10:00. Wstalem wyspany, wypoczety, normalnie nowka sztuka. Na 12:00 pojechalem jak zwykle w niedziele pograc w pileczke na Budziszynska. Po drodze jak zaczelo trzasc w autobusie to poczulem sie gorzej, zaczela wychodzic z organizmu wypita dizen wczesniej wodzia. No to po drodze kupilem sobie male piwko zeby sie lepiej poczuc. Jakos dojechalem na Pomorzany, tam kupilem sobie jeszcze 3, zeby nie uschnac w czasie gry. W koncu na mecz przyszlo sporo ludzi, zjawilo sie 12 osob, tak wiec spokojnie mozna bylo rozegrac normalny mecz. Pobiegalismy do 14:00, w trakcie gry zaczely mi sie pojawiac przed oczami jakies czerwone plamy, pewnie wychodzily ze mnie wszystkie trucizny spozyte przez ostatnich kilka dni. Bylo ciezko, ale jakos dalismy rade. Wygralismy 2 bramkami, co nalezy uznac za spory sukces:) W trakcie meczu wypilem te 3 piwka + 1P i pojechalem do domu. A w domu to juz tylko odpoczywalem, a wieczorem ogladnalem najpierw nastepny odcinek Pitbulla, a pozniej mecz Turcja - Czechy (3:2), prawdziwy horror z dramatyczna koncowka:)
W poniedzialek polecialem do roboty, po pracy szybkie piwko z Golym w 3K, pokazalem fotki i filmy nakrecone przez Peszka na wyjezdzie, a pozniej polecialem do domu. Chwila odpoczynku i na 19:00 polecialem do Szafy, gdzie z ekipa mielismy ogladnac, jak sie okazalo, ostatni mecz Polakow na tych mistrzostwach. Zebralo sie znowu chyba z 15 osob, atmosfera byla spokojniejsza niz ostatnio, bardziej ogarnialo czlowieka wkurwienie na gre naszej reprezentacji, niz jakies pozytywne emocje. Przejebalismy po na maksa chujowej grze 1:0, wypilem okolo 6-7 piw + 2P i pojechalismy z Grzybkiem do Zdrojow. Tam na szybkiego po jeszcze jednym piwku i jakos tak przed 1:00 zladowalem w domu, oczywiscie mocno "zmeczony", tak wiec nie pozostalo nic innego, jak tylko pojsc spac.
We wtorek po pracy pojechalem do redakcji Gazety Wyborczej po odbior nagrody:) Nie pisalem tego wczesniej bo zapomnialem, ale w piatek rano jak sobie lezalem w Bratyslawie i odpoczywalem, dostalem sms-a, ze wygralem 3-dniowy karnet na Heineken Open'er Festival:) Wyslalem chyba z 2-3 tygodnie temu sms-a, wygrywalo 250 osob, ktore wysla jako pierwsze zaraz po godz. 8:00. No i sie udalo! Teraz musze dokupic tylko drugi bilet i mozna na poczatku lipca ruszac:) Odebralem karnet, w drodze powrotnej przeszedlem sobie przez Waly Chrobrego, pogoda sliczna, Waly jak zwykle wygladaly slicznie, a przez Teatrem klebil sie tlum ludzi, bo akurat byl organizowany casting do You Can Dance:) Pozniej po drodze chcialem pojsc jeszcze do fryzjera, u ktorego ostatnio bylem, ale sie okazalo, ze zaklad zamkniety na glucho:( Nastepnie ruszylem do Konia skonfigurowac mu bezprzewodowo drukarke. Troche bylo problemow, ale koniec koncem uporalem sie z nia i wszystko dzialalo jak nalezy, zaczela drukowac bez kabelka:) W czasie pracy spozylem 1 Bosmanka, zeby sie lepiej myslalo, a pozniej Kon odwiozl mnie do domku. W domu przedzwonilem do innego fryzjera zeby sie umowic, ide dzis po pracy, zobaczymy co z tego wyjdzie:) A w domku dalej odpoczywalem, wieczorem ogladnalem mecz Francja - Wlochy (0:2), kurwa, jak ja nienawidze tych makaronow, znowu jakims psim swedem sie slizgneli i cudem wyszli z grupy. Banda jebanych frajerow!

Fotki z wyjazdu

Ponizej kilka zdjec z naszej wyprawy:

1. Impreza na parkingu w Czechach w drodze do Bratyslawy. Ja juz bylem po gdzies tak 5-6 piwkach, ale elita stoi tutaj po prawej stronie, Waldi i Grzeniu, chyba to juz ich 3 albo 4 butla pita po drodze:)

2. Na polu namiotowym w Bratyslawie, wyszykowany na podboj Wiednia.

3. W pociagu z Bratyslawy do Wiednia, ekipa w calej okazalosci (oczywiscie w pociagu ciag dalszy picia:)

4. Polski kibic w Wiedniu...

5. Niedaleko Strefy Kibica pod ratuszem...

6. Na trawniczku pod ratuszem (picia ciag dalszy:)

7. Juz wsrod kibicow...

8. Oj, pokrzyczalo sie troche...

9. Zwalka na drugi dzien, zbieranie sil przed powrotem do domku...

wtorek, 17 czerwca 2008

Podsumowanie dnia - 12 czerwiec (czwartek) i 13 czerwiec (piatek) - Wyprawa do Wiednia!!! cz. II

Rano sie obudzilem kolo 8:00, wygramolilem sie z namiotu i jak poczulem swieze powietrze to od razu mi sie elegancko zrobilo:) Jak juz cala ekipa sie obudzila to poszlismy na zakupy do Tesco. Nabralem caly plecak piwa, zzarlem jakiegos gyrosa u chinczyka, przyszlismy na pole, spozylem 2 piwka + 1P, odwiedzilismy jeszcze Studenta i kolo 13:00 ruszylismy w droge powrotna. Podroz uplynela bez wiekszych problemow, jedynie troche sie zgubilismy w Pradze i trzeba bylo ciut pokrazyc, zanim wyjechalismy na dobra droge. Po drodze nawet mi sie za bardzo nie chcialo pic browara, wypilem chyba 2 sztuki, pare razy sie zatrzymalismy rozprostowac nogi, zjesc jakas bule i dalej w droge. Po drodze podziwialismy fajne widoczki jak sie przebijalismy przez gory, w tamta strone akurat byla noc jak przejezdzalismy i chuja bylo widac. Zmeczenie wychodzilo z godziny na godziny co raz wieksze, ale jakos przezylismy cala droge i ok. 22:30 dojechalismy szczesliwie na miejsce:) W domu tylko chwilke odpoczalem, pogadalem z babami i poszedlem zmordowany spac.

poniedziałek, 16 czerwca 2008

Podsumowanie dnia - 12 czerwiec (czwartek) i 13 czerwiec (piatek) - Wyprawa do Wiednia!!!

Udalo sie! Wrocilismy cali i zdrowi, jedynie gardla zostaly dosc mocno poszkodowane (od krzyku i alkoholu:) Ale po kolei, w telegraficznym skrocie:
Podroz do Bratyslawy minela dosc przyjemnie. Spozylem 7 piwek (5 wzietych z domu i 2 kupione po drodze juz w Czechach) + 1P, zajechalismy na miejsce po godz. 9:00. Dotarlismy bez przeszkod, jedynie juz w Bratyslawie zle pojechalismy i zamiast na pole namiotowe dojechalismy do granicy wegierskiej, tak sie rozpedzilismy:) Po drodze bylo dosc smiesznie, oczywiscie Mysza pokazal klase, pare jego tekstow: "swietlne stonogi" (tak powiedzial na przejezdzajace z naprzeciwka tiry), "nietoperze" (ćmy), albo opowiesc, ze kupil sobie na droge Tymbarka kaktusowego i twierdzil, ze jest na meskalinie:) Po drodze nad ranem spotkalismy sie z ekipa Szwagra na parkingu w Czechach, kurwa, chlopaki juz najebani, cala droge doili wodke, na masce samochodu regularna impreza, strasznie sie nasmialismy:) Po wyladowaniu w Bratyslawie na polu rozbilismy namioty, i poszlismy do stojacego 300 metrow dalej Tesco. Zrobilismy zakupy, tzn glownie piwo, i znowu poszly chyba z 3 piwka + 1P. Pozniej mus bylo sie przebrac, zrobic siku i mozna sie bylo ewakuowac do Wiednia, a raczej trzeba powiedziec "trzeba bylo", bo Szwagra najebana ekipa zrobila sie "troche" za glosna i w kazdej chwili mogli nas stamtad wyjebac. Najpierw poszlismy na tramwaj, podjechalismy nim na dworzec, tam sie okazalo, ze mamy prawie godzinke do najblizszego pociagu do Wiednia. No to siedlismy sobie w okolicznym ogrodku piwnym, zamowilismy po browarku, bylo calkiem milo. Pozniej ruszylismy na pociag, a w pociagu dalszy ciag imprezy. Mielismy jechac rowna godzinke i tyle jechalismy. Pociag czysciutki, jechal szybko, nie to co nasze PKP. Chlopaki dalej chlupali wodke, zaprosili do wspolnej uczty jakas Slowaczke, ktora siedziala niedaleko i kazali jej pic razem z nimi. Pani za bardzo nie protestowala, nie wiem, czy ze strachu, czy po prostu jej sie spodobalo, pewnie to drugie:) Jak przekraczalismy granice weszedl do pociagu celnik. Kurwa, jak pan wygladal. Mial takie zajebiste dlugie podkrecane wasy, no to zaraz chlopaki zaczeli zacieszac i drzec ryja, ze przyszedl Rumburak:) I w takich wlasnie warunkach dojechalismy do Wiednia. Tam zostalo nam przejsc okolo 2,5 km do Strefy Kibica. Szwagier trul cala droge, bo nigdzie nie bylo zadnego sklepu, zeby mogl nabyc kolejna butelke wodki. Jak doszlismy na miejsce, to sie okazalo ze wszystko wyglada lepiej niz przypuszczalismy. Poszlismy do pobliskiego ogrodka, wypilismy po piwku, a pozniej usiedlismy na mega trawniku pod samym ratuszem, przy samej Strefie i pilismy dalej. Okoliczne sprytki sprzedawali z torby zimne piwko w puszcze po 2€, dosc tanio w porownaniu do piwa sprzedawanego w okolicy (w ogrodku po 4€, w Strefie po 4,5€). Wypilem jeszcze 2 takie puszkowe i ruszylismy na Strefe. Przeszukanie przy wejsciu bylo dokladne, ale ze nic nie wnosilismy zakazanego to gladko weszlismy do srodka. Znalezlismy ladny kawalek miejsca, dosc blisko telebimu, jakies 20-30 metrow od nas, a co najwazniejsze, zaraz za nami, doslownie opieralismy sie prawie o niego, byl punkt gastronomiczny z napojami, tzn z piwem:) Grzech bylo nie wykorzystac takiej okazji, wiec tego piwa poszlo tam znowu calkiem sporo, czlowiek juz najebany to nie patrzal na cene, tylko pil tego browara, w przeliczeniu na nasze, za 15 zika:) Juz nie bede pisac co sie dzialo w czasie meczu, w kurwe nerwow, emocji, ryja darlem az milo, trzeba bylo przekrzyczec austriackie kurwy, a bylo ich naprawde sporo. No i hustawka nastrojow, od przerazenia w czasie pierwszych 30 minut, po ktorych moglismy przegrywac spokojnie z 3:0, po okrutna radosc ze strzelonej bramki przez Rogera, az po lzy smutku po kurewskim i ewidentnym oszustwie w 93 minucie i strzelonym karnym przez austriackich skurwieli. Po meczu ruszylismy z powrotem na dworzec, po drodze sie zgubilismy i zamiast 2,5 km drogi powrotnej zrobilismy chyba z 10 km, szlismy tacy smutni, wkurwieni, pijani, z obolala psychika i wycienczeni fizycznie. Oj kurwa, droga przez meke. Doszlismy w koncu na dworzec, okazalo sie, ze za 2 minuty mamy pociag. No to kurwa przez te perony jak debile, wiatr we wlosach, ale zdazylismy:) Gorzej bylo jak wysiedlismy w Bratyslawie, okazalo sie, ze do nastepnego autobusu nocnego mamy 50 minut czekania. Nie pozostalo nam nic innego tylko czekac. W miedzyczasie zjadlem chyba najgorszego hamburgera jakiego jadlem w zyciu. Oddalbym wtedy pol palca za jakiegos zimnego browara. W koncu przyjechal autobus i o godz. 3:00 bylismy przy namiocie. Chwilke jeszcze pogadalismy, znalazl sie jakis browar to go wypilem i poszlismy spac. To na tyle streszczenia z pierwszego dnia, zaraz lece do domu i pozniej napisze streszczenie piatkowych wydarzen...

środa, 11 czerwca 2008

Podsumowanie dnia - 10 czerwiec (wtorek) i 11 czerwiec (sroda)

Rano pojechalem do Patryka dalej na akcje "dom". Skosilem reszte ogrodu, poscinalem pila spalinowa pare drzewek, w miedzyczasie spozylem 2 browarki i pojechalem do roboty. A po robocie na ostatnie zakupki przed wyjazdem. Kupilem koszulke, namiot i po takich zakupach uznalem ze mozna jechac:) Szybko do domu, a w domu akcja "mapy". Siedzialem przez caly wieczor i drukowalem mapy z droga, ktora mamy jechac, polaczenia Bratyslawy z Wiedniem, itp. Wszystko przygotowane na tip-top. Po drodze ogladnalem Hiszpania - Rosja (4:1) i Grecja - Szwecja (0:2) i poszedlem spac.
Dzis rano polecialem do pracy, pozniej na 12:00 do dentysty. Pani zrobila szybciutko dwojke i powiedziala zebym sobie odpoczal, i ze za jedynki wezmie sie po wakacjach. Nie powiem, bardzo sie ucieszylem z takiego podejscia do sprawy:) Pozniej wrocilem do roboty, troche popracowalem, po 13:00 przyjechal obiad, az tu nagle Patryk mowi, ze ma prosbe, czy nie moglbym pojechac na Baluckiego i pomoc jego tatkowi wyladowac lawete drewna na opal. Jakies obszczymurki, ktore lataly dach mialy to zrobic, ale dali drapaka. No to mowie, ze nie ma problemu, wsiadlem w taxi i pojechalem. W godzinke wyladowalem przyczepe drewna, kurwa, ile ja juz tam sie nauczylem przez te 3 dni:) Podkasiarke obsluguje, jakbym sie z nia urodzil, pila spalinowa nie ma przede mna zadnych tajemnic, dzis pierwszy raz w zyciu wozilem cos taczka i szlo elegancko, na starosc normalnie drugi fach w reku jak znalazl, jako pomocnik na jakiejs budowie, rewelacja:) Pozniej podjechal Krzys z Peszkiem, pojechalismy kupowac euro na podroz. Juz z kasiora w reku z powrotem do domu, ostatnie przygotowania do podrozy, w miedzyczasie ogladniety meczyk Portugalia - Czechy (2:1). Pozniej ruszylem do Grzybka po aparat fotograficzny. Mam w planie zrobic mnostwo fotek dokumentujacych nasza wyprawe stulecia:) U Grzybka spozylem piwko i polecialem do domu. Teraz siedze, klepie te pare slow. zaraz ide dac nurka do wanny, spakowac sie do konca i ok 22:00 ma podjechac ekipa. Mam nadzieje, ze wszystko bedzie OK i ze w sobote skrobne pare slow i kilka pierwszych wrazen z pozdrozy. A wiec, komu w droge, temu...

wtorek, 10 czerwca 2008

Podsumowanie dnia - 6 czerwiec (piatek) - 9 czerwiec (poniedzialek)

W piatek po pracy byla akcja dzialka. Ja, moje baby, Szwagier z Wika i Grzybek. Pogrillowalismy, dziewczyny posadzily troche roznych roslinek, wypilismy ze Szwagrem litr wodzi, chyba z 2-3 piwka +1P i poszlismy wieczorem do domu.
W sobote rano pojechalem pograc z tatkiem w tenisa. Przyjechalem na kort, otwieram plecak, patrze ... kurwa, zapomnialem butow. Bylem w sandalach, nie bylo opcji na granie w nich, bo bym sobie nogi polamal, to wymyslilem, ze pogram na bosaka. Ja pierdole, pierwszego seta wygralem jakims cudem 7:5, biorac pod uwage, ze do polowy pilek nie moglem biegac to wynik nie najgorszy. Drugiego seta przegralem 7:5, odciski mi sie takie porobily, ze tylko ambicja nie pozwolila mi zejsc z kortu przed skonczeniem seta, a powinienem to zrobic juz wczesniej, ale coz, trzeba byc twardym. a nie mietkim:) Pozniej ruszylem do domku, ogladnalem pierwszy mecz ME, Czesi pokonali Szwajcarie 1:0, wypilem w czasie meczu 1 piwko, i szykowalem sie na wieczorny mecz, duzo ciekawszy, Portugalia - Turcja, az tu nagle dzwoni Sosik, zebysmy na mecz wpadli do nich. No to ruszylismy, meczyk bardzo fajny, Portugalia wygrala 2:0, posiedzielismy 3 godziny, w tym czasie zdazylem rozpic 7 browarkow, godny wynik:)
W niedziele rano jak zwykle ruszylem na Budziszynska pograc w pile. Po drodze zrobilem na dzielnicy wiadome zakupy, a pozniej juz granie. Bylem ja, Mis, Guma, Mysza z synem, Krzys, Kon, Peszek i Dzordz jako kibic. Pogralismy, z nieba napierdalal straszny zar, ale jakos wytrzymalem, spozylem 3 piwka +1 P i po meczu pojechalem na dzialke do tesciow na obiad. Wjebalem obiad, zapilem to jednym browarkiem i pojechalismy do domu. W domu polezalem z godzinke w wannie, zeby dojsc do siebie, a pozniej polecialem do Szafy. Najpierw jedna polowa Austria - Chorwacja (skonczylo sie 0:1), pozniej caly wyscig Kubicy, a pozniej of course Polska - Niemcy:) Gwar byl przeokrutny, najpierw radosc z historycznego zwyciestwa Roberta, pozniej gorycz porazki z Niemcami 2:0. Poszlo mnostwo piwa, nie wiem ile, pewnie cos kolo 8 sztuk + 2P, bylo dobrze.
W poniedzialek rano polecialem najpierw do pracy, zrobilem co mialem zrobic, a pozniej do Patryka, Szwagier z ekipa robia akcje porzadkowania domu, ja tez troche pomoglem, skosilem polowe ogrodu, jakies mega chaszcze, do tego spozylem 2 piwka, na sloneczku, calkiem elegancko:) Pozniej wrocilem do roboty, zjadlem obiadek, jeszcze troche popracowalem i o 15:00 ruszylem w trase. Najpierw do 3K, spozylem z Golym po piwku, pozniej do Invest Kredytu zaplacic rate, pozniej do Galaxy do Empiku kupic mapy. Kupilem bardzo ladne plany Wiednia i Bratyslawy (na wyjazd na mecz, zebysmy nie zabladzili:) i plan okolic Szklarskiej Poreby (na wyjazd na wczasy, zebym mogl zaplanowac jakies trasy wycieczkowe:). Pozniej ruszylem po Golego, u niego spozylem browarka i poszlismy na Jasne Blonia do Strefy Kibica. Myslalem ze bedzie nas malo, ale zebrala sie ekipa. Oprocz mnie i Golego przyszedl jeszcze Mis, Beny, Kon i Peszek. Rozczarowalem sie, slaby telebim, zostalo ogladanie na TV, ludzi malo, organizacja chujowa, ale co bylo zrobic, siedlismy i ogladnelismy Francja - Rumunia. Mecz lipny jak chuj, żabojady strasznie mnie zawiedli, moj faworyt do tytulu mistrzowskiego zremisowal tylko 0:0. Po meczu ruszylem do domu i lezac sobie wygodnie ogladnalem Holandia - Wlochy. Tu z kolei mecz wygladal rewelacyjnie, jebane makarony przegraly 3:0, co nie ukrywam bardzo mnie ucieszylo:) I to tyle, zasnalem po meczu mega szybko, strasznie sie zmeczylem tym calym poniedzialkiem...

piątek, 6 czerwca 2008

Szok szok szok...

Zmarla Agata Mroz – dwukrotna mistrzyni Europy w siatkowce. Jestem w szoku. To nie chodzi o to, ze znana osoba, itp. Chodzi o to, ze po pierwsze zawsze gdy umiera ktos tak mlody (Agata miala 26 lat) to mysle sobie ze czlowiek nie zna dnia ani godziny swojej smierci. Wydawalo sie, ze po przeszczepie szpiku moze byc juz tylko lepiej, a tu nagle kurwa szast prast i chuj, czlowieka nie ma. Zostawila niedawno poslubionego meza (za pare dni mieliby rocznice slubu), 2 miesiace temu urodzila jej sie coreczka, ja pierdole, po prostu szok:(

Podsumowanie dnia - 5 czerwiec (czwartek)

Dzien bez historii. Rano polecialem do pracy, a po pracy mialem znowu tenisowac, tym razem z Pawlem G. Ale partyjka nie doszla do skutku, dlatego polecialem od razu do domu, a po poludniu z babami pojechalem do miasta. Pozalatwialem pare spraw, zlecialem miasto w ta i z powrotem, a na koniec siadlem sobie w Warce kolo Galaxy i spozylem zimnego browarka:) Pozniej jeszcze jakies zakupy w Selgrosie i do domku. A w domu wieczorem poodpoczywalem i poszedlem spac.

czwartek, 5 czerwca 2008

Podsumowanie dnia - 1 czerwiec (niedziela) - 4 czerwiec (sroda)

Ostatnich pare dni minelo na sportowo. W niedziele rano pojechalem z Asia na Budziszynska (reszta bab pojechala do Poznania do Ikei). Ja pogralem w pileczke i kosza, Asia posiedziala na boisku z Gaja, troche porzucalem tez z nia do kosza (tzn. z Asia, a nie z Gaja:), bylo sympatycznie. Na meczyk wpadl jeszcze Mysz, Krzys, Kon, Bartek, Peszek i mlody Peszek. Pogralismy, slonce napierdalalo masakrycznie, myslalem ze dostane jakiegos udaru. Wypilem 4 piwka zeby sie nie odwodnic +2P i polecialem do mamy. Zjadlem obiadek, zabralem Asie i polecialem z powrotem do domu. W TV ogladnalem najpierw o 16:00 mecz towarzyski w pilke nozna Polska - Dania (1:1), pozniej o 18:00 w siatkowke Polska - Portugalia (wygralismy 3:0 i awansowalismy do Pekinu:) i pozniej o 20:15 w pilke reczna Polska - Argentyna (rowniez zwyciestwo i rowniez awans na Igrzyska:) W miedzyczasie wpadl Grzybek, spozylismy po 5 piwek, tak wiec na ostatnim meczu juz zasnalem i koncowki nie pamietam:)
W poniedzialek po pracy polecialem do domu, troche odsapnalem i polecialem z Asia na boisko bo chciala pojezdzic na rowerze. W srode miala miec egzamin na karte rowerowa, to chciala sobie podszkolic technike jazdy;) Posiedzialem na tym boisku oczywiscie z piwkiem w reku, upal przeciez taki, ze inaczej nie idzie wytrzymac. Pozniej wpadl jeszcze Grzybek w drodze z pracy, wypilem w sumie 2 piwka i polecialem do domu. A wieczorem na rowerkach pojechalismy na 20:00 ze Studentem pograc przez godzinke w tenisa. Wygralem 6:2 6:0, przed tenisem zrobilismy 1 piwko, po tenisie drugie, pozniej do domu, ogladnalem przed snem nastepny odcinek Dextera i zasnalem.
We wtorek po pracy kolejny tenis, tym razem 1,5 godz. z Darkiem Rychterem, zwyciestwo 6:1 6:1 6:0, wypite 2 piwka. Pozniej polecialem do miasta bo sie umowilem z Iwka, ona polatala po sklepie, ja wstapilem w tym czasie do Strefy Kibica Warki kolo Galaxy i spozylem piwko. A pozniej do domu. Wieczorkiem jeszcze poszlismy na chwile z Asia i Gaja na boisko, ostatnie przygotowania do egzamu na karte rowerowa:)
W srode wariacki dzien. Rano pojechalem z Bimbeltem na fitness. Najpierw przebieglem na biezni 5 km w 30 minut, pozniej przerwa 15 minut, w tym czasie solarium, pozniej mialem w planie zrobic nastepne 5 km, ale po 3 km, ktore zrobilem w 20 minut myslalem ze mi lydki eksploduja, wolalem nie przesadzac i odpuscilem. 8 km z samego rana, tez dobrze:) Pozniej polecialem do roboty, troche popracowalem i trzeba bylo wstawac i leciec dalej, Tym razem do dentysty. Jednego zeba pani juz mi skonczyla na tip-top, drugiego na razie zatrula, w przyszla srode nastepna wizyta. W miedzyczasie troche mowila o tym zabiegu, ktory mnie czeka po zrobieniu wszystkich czterech zebow. Kurwa, to nie zabieg tylko normalna operacja, beda mi rozcinali dziaslo zeby sie dostac do kosci, brzmi okrutnie, ale juz sie nawet tak nie przejmuje, wiem ze to nie bedzie nic gorszego od wyrywania tej jebanej osemki, skoro przezylem tamto, to i teraz jakos pewnie dam rade:) Po dentyscie z powrotem do pracy, a po robocie znowu na korty. Tym razem 1,5 godz. potyczka z Guma. Jacus myslalem, ze prezentuje wyzszy poziom, mecz skonczyl sie zwyciestwem 6:0 6:0 6:0, ale gra sie kleila, widac ze Jacus nie ograny, z tygodnia na tydzien bedzie pewnie lepiej. W miedzyczasie spozylem 2 piwka i pojechalem do domu. A w domu porobilem spory porzadek w swojej szafie, troche przetrzebilem swoje polki i szuflady, zrobilo sie przestronniej. A wieczorem lezenie w wannie, zeby odreagowac po tym calodziennym lataniu. I spac... Aha, i jeszcze sie okazalo, ze Asia egzamin ladnie zdala, czyli latanie na boisko sie przydalo:)

niedziela, 1 czerwca 2008

Podsumowanie dnia - 29 maj (czwartek) - 31 maj (sobota)

Jest niedziela rano, mam wolna chwilke, to pouzupelniam pisanine, bo znowu zrobily sie zaleglosci. W czwartek rano polecialem do dentysty na te konsultacje chirurgiczne, okazalo sie, ze mam do zrobienia, i tu wierny cytat: "resekcja wierzcholkow korzeni dolnych jedynek i dwojek (po wczesniejszym leczeniu kanalowym) + wyluszczenie zmian". Kurwa, nie brzmi to zbyt optymistycznie, w przyszla srode ruszam na nastepna wizyte. Po pracy polecialem na Starowke, siedlismy sobie z Mysza w ogrodku, wypilem 2 piwka + 1P i polecialem do Asi na balet. Bylo jakies spotkanie z rodzicami, pani prowadzaca zajecia chciala pokazac rodzicom jak wyglada standardowa godzina lekcyjna. Strasznie to bylo nudne, zajmowalem sobie czas pstrykaniem fotek, chyba ze sto zdjec zrobilem. A pozniej do domu, ogladnalem odcinek Dextera (bo dzien wczesniej w koncu nie ogladnalem) i poszedlem spac.
W piatek po pracy mialem trase do ogarniecia, musialem poleciec do Acomu odebrac pamieci, zawiesc je Martinowi do roboty, gdzie skladal kompy dla Harvarda, w drodze powrotnej wstapilem na stadion na Twardowskiego gdzie kilku ziomkow (m.in. Misiu i Guma) gralo meczyk, dobil Mysza, ogladnalem pierwsza polowe, w miedzyczasie wypilem 3 piwka +1P i polecialem do domu. Wieczorem emocje sportowe, najpierw od 20:15 do 22:00 grali pierwszy mecz w kwalifikacjach do Pekinu pilkarze reczni (po zajebiscie nerwowym meczu zremisowali ze Szwedami 22:22), pozniej od 22:00 grali siatkarze, tez w kwalifikacjach olimpijskich (na spokojnie pukneli Portoryko 3:0).
W sobote rano polecialem ze wszystkimi babami do kina. Kupilem bilety, zostala prawie godzinka to jeszcze zdazylem wypic w Cinemie piwko, w kinie poszlo drugie. Po kinie po drodze jeszcze male zakupki i do domu. W domu znowu emocje sportowe, najpierw o 16:00 siatkarze (szybkie 3:0 z Indonezja), pozniej o 20:15 pilkarze reczni. Kurwa, myslalem ze zjem telewizor, najpierw z nerwow, pozniej ze szczescia. Wygralismy po kapitalnym spotkaniu z Islandia 34:28 i chlopaki juz prawie zakwalifikowali sie na Igrzyska. Ale cieszy!:) Miedzy meczami ogladnalem sobie nastepnego Dextera, a wieczorem Jericho i poszedlem spac.
Tak wiec widac, ze ostatnie dni minely duzo spokojniej niz to ostatnio bywalo, glownie emocje sportowe i ograniczona ilosc piwka:)