piątek, 8 maja 2009

07.05.2009 - Bieganie

Najpierw po pracy polecialem do SDS-u po pakiet startowy na sobotni bieg. Dali koszulke, numer startowy, czapeczke i zyczyli powodzenia:) Pozniej w domu chwilke odsapnalem i poszedlem pobiegac na 5 km. Myslalem, ze to bedzie droga przez meke, bo:
1. Ostatni raz biegalem tydzien temu na majowce...
2. Ostatni raz przebieglem 5 km ponad poltora tygodnia temu...
3. Przez ostatnie kilka dni nie oszczedzalem sie z piwkiem, wiadomo, Liga Mistrzow...
4. I w ogole tak sie jakos srednio czulem.
Zgupialem. Juz w trakcie biegu czulem, ze fajnie mi sie biegnie, no to tempo zapodalem takie ciut wieksze niz normalnie, myslac ze jak mnie zetnie po drodze to najwyzej zwolnie. A tu sie okazalo, ze pod koniec sil bylo jeszcze tyle, zeby przyspieszyc na finiszowe metry. Dobieglem, patrze na wynik, a tu sie swieci: 22 min 46 sek:))) Zyciowka poprawiona o ponad 10 sekund, biorac pod uwage ze po drodze zaatakowal mnie jeszcze jakis jebany kundel i trzeba bylo sie na chwile zatrzymac, poszukac jakiegos kamienia i pierdolnac nim szmaciarza to moze bym zeszedl nawet ponizej 22min 40 sek.
Super sprawa, jak czlowiek widzi te swoje postepy i zaczyna sie zastanawiac gdzie jest granica swoich mozliwosci. Jak sobie pomysle, ze to moje bieganie to mega sciema, bez zadnego przygotowania to moze trzeba byloby zainteresowac sie jakimis wytycznymi. No bo czytam czasami, ze aby miec wyniki to po pierwsze przydalaby sie jakas odpowiednia dieta zywieniowa, jakies weglowodany, napoje izotoniczne i inne pierdoly, a ja oczywiscie wpierdalam wszystko jak leci nie przejmujac sie czy to co akurat przed chwila wjebalem wplynie na mnie pozytywnie czy negatywnie. Po drugie przed kazdym bieganiem przydalaby sie jakas rozgrzewka, rozciaganie, itp. A ja co? Wychodze z domu, schodze cztery pietra w dol, dochodze do rogu ulicy skad zawsze zaczynam biec, wlaczam stoper i zaczynam biec. Mysle sobie, ze przeciez rozgrzeje sie po drodze, to po chuj mi tracic czas na jakies rozgrzewki pod blokiem. A poza tym jakas pierdolnieta sasiadka zobaczyla by mnie rozciagajacego sie przed blokiem to by pomyslala, ze cos mi sie we lbie pojebalo. Nie zebym sie przejmowal ludzkim gadaniem, ale to biedni ludzie ktorzy ni chuja nie rozumieja, ze mezczyzna w srednim wieku nie tylko siedzi przed TV w kapciach i z pilotem w reku, ale i od czasu do czasu powinien sie troche poruszac.
Tak wiec sumujac ten chaos w wypowiedzi, chodzi mi o to, ze trzeba pomyslec o bardziej profesjonalnym podejsciu do tego biegania i wtedy mozna bedzie sie w koncu zastanowic nad jakimis dluzszymi dystansami niz te biedne 3-5 km.

Brak komentarzy: