środa, 9 września 2009

08.09.2009 - Tenis

Nastepny pojedynek z Jacusiem, ktory tym razem wygladal inaczej z jednego wzgledu. Rano nie poszedlem do pracy, tylko umowilem sie z Grzybkiem o 6:00 rano na ryby. Na rybach bylem do 12:00, w tym czasie spozylem 6 browarow i na 15:30 pojechalem na korty. Na kortach wypilem jeszcze 2 browarki, i tych 8 piw oczywiscie spowodowalo to, co musialo sie stac. Pierwszego seta wygralem spokojnie 6:3, ale w drugim secie, od tego jebanego piwa zrobila sie bomba i zaczalem miec klopoty z trafieniem w kort. Prowadzilem juz 5:2 i brakowalo jednego gema do wygrania meczu, ale wtedy zaczalem grac, jakbym mial pierwszy raz w reku rakiete. 3 gemy z rzedu dla Jacusia, zrobilo sie 5:5, pozniej jakims cudem wygralem jeszcze jednego gema (co swiadczy o jego poziomie), pozniej przegralem nastepnego, zrobilo sie 6:6 i zagralismy tie break'a. Wyciagnalem w nim do 6:6 i przegralem ostatnie 2 pilki napierdalajac albo w siatke albo nie trafiajac w kort. Chuj do dupy takie granie bedac najebanym, obiecalem sobie, ze zdarzylo sie to ostatni raz, szkoda czasu i nerwow (glownie to drugie). Dzis umowilem sie z ojcem na czwartek na nastepny pojedynek. Biore na kort wode mineralna, czuje ze znowu bedzie niezly meczyk:)

Brak komentarzy: