poniedziałek, 16 czerwca 2008

Podsumowanie dnia - 12 czerwiec (czwartek) i 13 czerwiec (piatek) - Wyprawa do Wiednia!!!

Udalo sie! Wrocilismy cali i zdrowi, jedynie gardla zostaly dosc mocno poszkodowane (od krzyku i alkoholu:) Ale po kolei, w telegraficznym skrocie:
Podroz do Bratyslawy minela dosc przyjemnie. Spozylem 7 piwek (5 wzietych z domu i 2 kupione po drodze juz w Czechach) + 1P, zajechalismy na miejsce po godz. 9:00. Dotarlismy bez przeszkod, jedynie juz w Bratyslawie zle pojechalismy i zamiast na pole namiotowe dojechalismy do granicy wegierskiej, tak sie rozpedzilismy:) Po drodze bylo dosc smiesznie, oczywiscie Mysza pokazal klase, pare jego tekstow: "swietlne stonogi" (tak powiedzial na przejezdzajace z naprzeciwka tiry), "nietoperze" (ćmy), albo opowiesc, ze kupil sobie na droge Tymbarka kaktusowego i twierdzil, ze jest na meskalinie:) Po drodze nad ranem spotkalismy sie z ekipa Szwagra na parkingu w Czechach, kurwa, chlopaki juz najebani, cala droge doili wodke, na masce samochodu regularna impreza, strasznie sie nasmialismy:) Po wyladowaniu w Bratyslawie na polu rozbilismy namioty, i poszlismy do stojacego 300 metrow dalej Tesco. Zrobilismy zakupy, tzn glownie piwo, i znowu poszly chyba z 3 piwka + 1P. Pozniej mus bylo sie przebrac, zrobic siku i mozna sie bylo ewakuowac do Wiednia, a raczej trzeba powiedziec "trzeba bylo", bo Szwagra najebana ekipa zrobila sie "troche" za glosna i w kazdej chwili mogli nas stamtad wyjebac. Najpierw poszlismy na tramwaj, podjechalismy nim na dworzec, tam sie okazalo, ze mamy prawie godzinke do najblizszego pociagu do Wiednia. No to siedlismy sobie w okolicznym ogrodku piwnym, zamowilismy po browarku, bylo calkiem milo. Pozniej ruszylismy na pociag, a w pociagu dalszy ciag imprezy. Mielismy jechac rowna godzinke i tyle jechalismy. Pociag czysciutki, jechal szybko, nie to co nasze PKP. Chlopaki dalej chlupali wodke, zaprosili do wspolnej uczty jakas Slowaczke, ktora siedziala niedaleko i kazali jej pic razem z nimi. Pani za bardzo nie protestowala, nie wiem, czy ze strachu, czy po prostu jej sie spodobalo, pewnie to drugie:) Jak przekraczalismy granice weszedl do pociagu celnik. Kurwa, jak pan wygladal. Mial takie zajebiste dlugie podkrecane wasy, no to zaraz chlopaki zaczeli zacieszac i drzec ryja, ze przyszedl Rumburak:) I w takich wlasnie warunkach dojechalismy do Wiednia. Tam zostalo nam przejsc okolo 2,5 km do Strefy Kibica. Szwagier trul cala droge, bo nigdzie nie bylo zadnego sklepu, zeby mogl nabyc kolejna butelke wodki. Jak doszlismy na miejsce, to sie okazalo ze wszystko wyglada lepiej niz przypuszczalismy. Poszlismy do pobliskiego ogrodka, wypilismy po piwku, a pozniej usiedlismy na mega trawniku pod samym ratuszem, przy samej Strefie i pilismy dalej. Okoliczne sprytki sprzedawali z torby zimne piwko w puszcze po 2€, dosc tanio w porownaniu do piwa sprzedawanego w okolicy (w ogrodku po 4€, w Strefie po 4,5€). Wypilem jeszcze 2 takie puszkowe i ruszylismy na Strefe. Przeszukanie przy wejsciu bylo dokladne, ale ze nic nie wnosilismy zakazanego to gladko weszlismy do srodka. Znalezlismy ladny kawalek miejsca, dosc blisko telebimu, jakies 20-30 metrow od nas, a co najwazniejsze, zaraz za nami, doslownie opieralismy sie prawie o niego, byl punkt gastronomiczny z napojami, tzn z piwem:) Grzech bylo nie wykorzystac takiej okazji, wiec tego piwa poszlo tam znowu calkiem sporo, czlowiek juz najebany to nie patrzal na cene, tylko pil tego browara, w przeliczeniu na nasze, za 15 zika:) Juz nie bede pisac co sie dzialo w czasie meczu, w kurwe nerwow, emocji, ryja darlem az milo, trzeba bylo przekrzyczec austriackie kurwy, a bylo ich naprawde sporo. No i hustawka nastrojow, od przerazenia w czasie pierwszych 30 minut, po ktorych moglismy przegrywac spokojnie z 3:0, po okrutna radosc ze strzelonej bramki przez Rogera, az po lzy smutku po kurewskim i ewidentnym oszustwie w 93 minucie i strzelonym karnym przez austriackich skurwieli. Po meczu ruszylismy z powrotem na dworzec, po drodze sie zgubilismy i zamiast 2,5 km drogi powrotnej zrobilismy chyba z 10 km, szlismy tacy smutni, wkurwieni, pijani, z obolala psychika i wycienczeni fizycznie. Oj kurwa, droga przez meke. Doszlismy w koncu na dworzec, okazalo sie, ze za 2 minuty mamy pociag. No to kurwa przez te perony jak debile, wiatr we wlosach, ale zdazylismy:) Gorzej bylo jak wysiedlismy w Bratyslawie, okazalo sie, ze do nastepnego autobusu nocnego mamy 50 minut czekania. Nie pozostalo nam nic innego tylko czekac. W miedzyczasie zjadlem chyba najgorszego hamburgera jakiego jadlem w zyciu. Oddalbym wtedy pol palca za jakiegos zimnego browara. W koncu przyjechal autobus i o godz. 3:00 bylismy przy namiocie. Chwilke jeszcze pogadalismy, znalazl sie jakis browar to go wypilem i poszlismy spac. To na tyle streszczenia z pierwszego dnia, zaraz lece do domu i pozniej napisze streszczenie piatkowych wydarzen...

Brak komentarzy: