poniedziałek, 23 czerwca 2008

Podsumowanie dnia - 18 czerwiec (sroda) - 21 czerwiec (sobota)

W srode wyszedlem troche wczesniej z pracy bo grafik byl napiety i musialem ze wszystkim zdazyc. Najpierw polecialem na Twardowskiego bo Patryk gral tam w tenisa, a mialem odebrac od niego kasiore dla Martina. Posiedzialem, poogladalem, spozylem piwko i polecialem dalej. Odwiedzilem Martina, chwilke pogadalismy i trzeba bylo uciekac. Na 15:30 polecialem do fryzjera. Troche to potrwalo, strzygla mnie dosc fajna koza, to sie chociaz czas nie dluzyl:) Ze zmienionym image'm ruszylem do 3 Koron, tam sie mialem spotkac z Dzordzem i Golym, zeby ruszyc na decydujacy mecz barazowy o wejscie do II ligi, Pogon Szczecin - Zatoka Puck. Goly sie zaczal smiac z mojej fryzury, najpierw mowil, ze wygladam jak Borek, a pozniej jak Saganowski:) Wypilem 2 piwka + 1P, doszedl jeszcze Bimbelt i pojechalismy na mecz. Po drodze kupilismy 2 x 0,35 l. wodzi i 3 browary, przy wejsciu nic nie sprawdzali, czyli spokojnie zasiedlismy sobie na trybunach i rozpoczal sie piknik:) Pierwsza polowa byla tak nudna, ze sobie siedzielismy, gadalismy, pilismy i prawie w ogole nie zerkalismy na mecz. W drugiej polowie juz bylo lepiej, Pogon wygrala 4:1 i awansowala do II ligi, a ja wypilem 2 piwka + drinka + 1P i bylo dobrze:) Po meczu zabralem sie z Bimbeltem na prawobrzeze, wieczorem ogladnalem Rosja - Szwecja (2:0) i poszedlem spac.
W czwartek przed praca pojechalem z Bimbeltem na fitness, czasu nie bylo zbyt duzo, zdazylem zrobic 5 km w pol godziny na biezni, pozniej solarium i polecielismy do roboty. Po pracy pojechalem z Guma pograc w tenisa. Wygralem 6:0 6:1 6:1, wypilem 3 piwka i pojechalem do domu. A w domu ogladnalem pierwszy cwiercfinal ME. Niestety, Niemcy pokonali Portugalie 3:2:(
I tak oto nadszedl ciezki weekend. W piatek nie poszedlem do pracy, gdyz dziewczyny mialy w szkole rozdanie swiadectw. Najpierw z samego rana polecialem do kwiaciarni po kwiaty dla nich, pozniej do szkoly do Sylwi na apel, dalem jej kwiatka dla nauczycielki, do klasy juz nie poszedlem, zeby jej nie robic siary:) Duza baba juz z niej, nie powiedziala tego, ale chyba juz nie chce, zeby ojciec latal na rozdanie swiadectw;) Pozniej wrocilem do domu, wsiadlem na rower, wzialem Grzybka dla towarzystwa i ruszylismy w krotka trase. Najpierw podjechalem do Berti do bankomatu, pozniej do Enei zaplacic za prad, pozniej po drodze zatrzymalismy sie przy wedkarzach przy Regalicy, wypilismy po piwku i pojechalismy do Szwagra do roboty. Zostaly u nas w domu jakies ciuchy Wiki i Szwagier poprosil zebym mu je podrzucil do pracy, bo wyjezdzali. W drodze powrotnej spozylismy kolo wedkarzy po jeszcze jednym piwku i pojechalem do domu. Szybka kapiel, zabralem Sylke i poszlismy do Asi do szkoly. Najpierw apel, pozniej rozdanie swiadectw w klasie, popstrykalem pare fotek, i po wszystkim poszedlem z dziewczynami na zasluzone lody (swiadectwa wygladaly bardzo dobrze:) Nastepnie ruszylem z Grzybkiem na rowerze na dzialke przygotowac ja na sobotnie Grzybkowe urodziny. Wszystko ladnie posprzatalismy, wypilem przy okazji 4 browarki +1P i pojechalem do domu. A wieczorem wpadli do nas na kolacje Sosikowie, ogladnelismy drugi cwiercfinal, znowu wynik po chuju, tym razem Turcja pokonala w karnych Chorwacje:( Wypilem 7 piwek + 1P, czyli piatkowy licznik zamknal sie na 13 piwkach + 2P.
W sobote wstalem dosc wczesnie, polecialem tylko po pieczywo, zjadlem sniadanie i pojechalem na tenisa. Na 11:00 umowilem sie z tatkiem, oj, bylo ciezko. Przez poltorej godziny zdazylismy zagrac tylko 2 sety, strasznie zacieta i mordercza walka. Pierwszego seta przegralem 6:4, drugiego wygralem 6:4, czyli wynik pozostal nierozstrzygniety. Kupilem sobie przed meczem 2 piwka, ale taki bylem zaaferowany gra, ze zdazylem wypic tylko jedno:) Pozniej pojechalem do Galaxy, Grzybek akurat wychodzil z pracy, pomoglem mu z ostatnimi zakupami na impreze urodzinowa i pojechalismy do Zdrojow. Po drodze wypilem sobie to drugie piwko, ktore mi zostalo, podjechalismy do Grzyba do domu, wzielismy reszte bambetli i ruszylismy zawiezc to wszystko na dzialke. Zatrzymalismy sie na parkingu przed dzialkami, od strony, od ktorej nigdy jeszcze nie wchodzilismy, bo zawsze bylimy na rowerach i podjezdzalismy inaczej. I oczywiscie kurwa weszlismy nie w ta alejke co trzeba, ten nasz caly majdan ktory nieslismy wazyl chyba ze 100 kilo, zrobilismy wyjebane kolko zanim trafilismy na swoja dzialke. Ja pierdole, po drodze pierdolnalem tym calym mandzurem o glebe, bo myslalem ze juz nie dojdziemy, na dworzu goraczka, ja caly zlany potem, zmeczony po tej krwiozerczej walce tenisowej, a tu kurwa mam niesc jeszcze 6 litrow Coli, 8 butelek piwa, cala siatke miesa, nie wiem co tam jeszcze bylo, ale bylo tego w chuj duzo. Jak jebłem tym o ziemie, to Grzybek przejal moje bagaze a ja jego. Te jego byly troche lzejsze, raptem 6 litrow sokow, jakies koce, rozlozony grill, tylko ze to kurestwo z kolei bylo zajebiscie niewygodne do niesienia. Po drodze przystanek co 50 metrow, a kurwa przeszlismy w sumie chyba z 500. Jak doszlismy pod dzialke to pizgłem tym wszystkim o ziemie, patrze na zegarek, a tu sie zrobila juz prawie 16:00, a na 17:00 mieli przyjsc pierwsi goscie. No to zostawilismy to wszystko w altance, z powrotem do auta (okazalo sie ze samochod stal niecale 100 metrow od dzialki:) i pojechalismy do mnie do domu. Szybka kapiel, spakowalem jeszcze pare rzeczy potrzebnych na dzialce, wzialem po piwku na droge i ruszylismy na piechote na dzialke. Wypilismy po piwku, ledwo sie zmiescilismy w czasie, doszlismy o 16:55, ale na szczescie goscie sie troche pospozniali. Przyszly moje baby, kupa znajomych Grzybka, lacznie razem z dziecmi bylo 18 osob. Nie bede sie rozpisywal o samej imprezie, powiem tylko, ze bylo przezajebiscie:) Dawno sie tak nie nasmialem, pojadlem szaszlyka, kielbasiore, wypilem 8 piw + 6-7 kieliszkow wodki + chyba 6P. W radiu posluchalismy transmisji meczu Holandia - Rosja, Ruscy wygrali po dogrywce 3:1. Mecz sie skonczyl kolo 23:00, na dzialce pradu nie ma, panowaly egipskie ciemnosci. Powolutku, pomalutku zaczelismy sie szykowac do wyjscia, ale nagle sie okazalo, ze wszystko gdzies zaginelo! Zginely dwie MP3-ki, latarka, aparat fotograficzny i butelka whisky. Ja pierdole, po ciemku, swiecac sobie tylko telefonami rozpoczely sie poszukiwania. Wszyscy najebani, oczywiscie nic nie znalezlismy, a jeszcze do tego wszystkiego mialem zlozyc w tych ciemnosciach namiot. Zeby im sie nie nudzilo, to powiedzialem swoim dziewczynom zeby sobie wziely namiot to im pomoge go rozbic i sie beda mogly pobawic w tym namiocie. Ale wszystkie moje baby wyszly wczesniej, namiot zostal, a ja na tej bombie mialem go zlozyc. Kurwa, zaraz na samym poczatku zaplatalem sie w te wszystkie linki, wypierdolilem sie, caly stelaz runal, sznurki powyrywane, sledzie zostaly w ziemi, masakra. Zostawilem to wszystko w pizdu, postanowilem ze na drugi dzien wstane o 7:00 rano, zadzwonie do Grzybka i przyjedziemy na dzialke posprzatac i spakowac ten namiot. Balem sie, ze miejscowe gangusy nas uprzedza i jak przyjedziemy rano to juz namiotu nie bedzie, ale nie bylo innego wyjscia. Wyszlismy z dzialki razem z cala ekipa przed 1:00, jakos w tych ciemnosciach trafilismy na stacje benzynowa kolo mojego domu, tam ekipa zdecydowala ze idzie do Grzybka do domu dalej pic, kupili jeszcze 2 litry wodki + 2 szesciopaki Zywca, ja tylko drapnalem 2 piwka dla siebie, chwile jeszcze z nimi pogadalem, wypilem jedno piwko, drugie wzialem na rano do domu, pozegnalem sie i polecialem spac. To byl dobry ruch, ze nie poszedlem z nimi, bo nie wiem czym by sie to skonczylo:) Sumujac, licznik przez cala sobote zamknal sie na 12 browarkach + pare kieliszkow wodzi + 6P, niezle:)
Streszczenie niedzieli przedstawie pozniej, bo zaraz trzeba zmykac do domu, a jest o czym pisac:)

Brak komentarzy: