wtorek, 13 maja 2008

Podsumowanie dnia - 9 maj (piatek) - 12 maj (poniedzialek)

Weekend uplynal na jednym wielkim pijanstwie. Dochodze powoli do siebie, ale jest ciezko, nie ma moje lata takie trzydniowki:(
W piatek mielismy przeprowadzic akcje "dzialka". A tu nagle dzwoni z samego rana Szwagier, ze znowu przekladamy akcje. Rece mi opadly, pytam dlaczego (pytam spokojnie, ale cisnienie podniesione juz na maksa). Szwagier mowi, ze mial wypadek. Na szczescie okazalo sie ze Szwagrowi nic sie nie stalo, gosciu w niego po prostu wjechal, caly blotnik rozjebany. No to uzylem argumentow typu: "co bedziesz siedzial w domu i sie zamartwial, jak mozemy wypic 2 literki wodki na dzialce (bo tyle juz stalo przygotowane:) i popracowac na sloneczku". Tak jak myslalem, przemowilo to do wyobrazni Szwagrowej, powiedzial OK, i ze bedzie u mnie okolo 14:30. Przyjechal z Wika, podeszlismy jeszcze do 3 Koron, bo pozyczalem stamtad kosiarke spalinowa zeby sciac na dzialce trawe. Chlopaki zademonstrowali jak kosiarka dziala, amerykanska maszyna, tylko ze w kurwe duza i byly problemy zeby ja wsadzic do bagaznika. Przy okazji sie kurewsko oparzylem, bo troche pochodzila, rozgrzala sie, niechcaco dotknalem gola reka i rana od razu jak chuj, do tej pory boli:( Ale nie bylo sie co mazac, bo trzeba bylo szybko jechac, po drodze odebrac Zbynia z reszta niezbednych narzedzi, jeszcze zrobic ostatnie zakupy i ruszylismy na dzialke. Dojechaly jeszcze pozniej wszystkie moje baby i mozna bylo zaczac akcje. Oj kurwa, dzialo sie:) Wjebalismy w chuj kielbasy z grilla, wypilismy 1,5 l wodki, ja jeszcze 2 piwka +1P. Dzialka ladnie zabezpieczona, trawa skoszona (tak mi sie to koszenie spodobalo ze najebany latalem z ta kosiarka po dzialce i nikomu nie chcialem dac:), dziewczyny sie pobawily, wszyscy zadowoleni. Na sam koniec, kolo 21:30 przyjechal Grzybek, zapakowal nas najebanych do auta, w bagaznik wsadzilismy kosiarke zeby zostawic ja u mnie w garazu i pojechalismy. Szwagier spal u nas, to jak przyszlismy siedlismy jeszcze do tej wodki ktora zostala, cos tam sie napilismy, spozylem jeszcze jedno piwko + 1P i oczywiscie odplynalem.
W sobote rano wstalem, polecialem szybko po pieczywko, bo o 9:15 umowilem sie przy garazu z Grzybkiem zeby zawiesc kosiarke z powrotem do 3 Koron. Myslalem ze to bedzie szybka akcja, kurwa, jakzem sie mylil w tym wzgledzie:( Idziemy do garazu, patrze, kosiarka ujebana jak skurwysyn. Przeciez nie oddam takiej ujebanej pomyslalem, trzeba ja bylo doprowadzic do porzadku. Podczas czyszczenia okazalo sie ze nie ma jednego kolka. Ja pierdole, masakra. Przeciez to kolko moglo byc wszedzie. Jak wracalismy wieczorem z dzialki to Szwagier urzadzil sobie rajd ta kosiarka, najebany jechal nia przez cala alejke, bo sobie wymyslil, ze jak ma byc ladnie to alejke tez skosi. Zapierdalal nia w ta i z powrotem, my oczywiscie mielismy frajde bo wygladal straszliwie:) Nie pozostalo nic innego jak wsadzic kosiarke do bagaznika i pojechac na dzialke szukac kolka. Przeszukalismy caly parking, bo myslelismy ze moze kolko spadlo podczas wsadzania kosiary do auta. Oczywiscie nie znalezlismy. Pozniej krok po kroku przeszukalem cala alejke, w kurwe dluga, sporo to potrwalo, kolka dalej nie ma. No to przez plot wskoczylem na dzialke (bo oczywiscie kurwa nie mielismy przy sobie kluczy), szukam, patrze, jest, lezy!:) Ryj mi sie ucieszyl, ide z tym kolkiem na parking do samochodu, chcemy zreperowac maszyne, okazalo sie ze razem z kolkiem zaginela srubka i podkladka niezbedne do tego, zeby to kolko przykrecic. Ja pierdole, tego bylo juz za wiele. Wkurwiony, zgrzany (bo slonce od rana napierdalalo, pewnie bylo ze 30 stopni i ani grama cienia), na kacu, bez browara, ujebany juz niezle od tej kosiarki, myslalem ze ja wrzuce do pobliskiego kanalu. Co bylo robic, poszedlem szukac tej jebanej srubki tam gdzie znalazlem to kolko. Znowu przejsc przez cala alejke, znowu przez plot i na kolanach szukac srubki o srednicy ok 1 cm:( Ja pierdole, przyslowiowa "igla w stogu siana". Ale w mysl zasady, ze cuda czasami sie zdarzaja znalazlem kurwine razem z ta podkladka, lezaly sobie na ziemi:) Do tej pory sie zastanawiam jak Szwagier mogl przejechac na 3 kolkach przez cala alejke. Ale tak mysle, przypominajac sobie ta jego zacieta mine, ze nawet jakby w ogole nie bylo kolek to chyba tez dalby rade:) Chcielismy przykrecic ta srubke, ale okazalo sie bez klucza nie ma szans. Oczywiscie Grzybek w samochodzie nie mial zadnych kluczy, bo wyciagnal caly komplet pare dni wczesniej zeby zrobic miejsce na przewoz wszystkiego na dzialke. Myslalem ze zaczne wyc na tym parkingu. Zadzwonilem do Szwagra, okazalo sie, ze jest w robocie i jak podjedziemy na parking przed jego praca to nam to zamontuje. Zapakowalismy trupa do bagaznika i pojechalismy. Na parkingu szybka akcja i dalej do 3K. Po drodze kupilem sobie browarka, wzialem poteznego lyka, od razu zrobilo sie lepiej:) Odstawilismy kosiare i pojechalismy z powrotem do Zdrojow. Tam sie okazalo, ze Iwka z dziewczynami w miedzyczasie pojechala juz do miasta, a ja nie mam przy sobie klucza. Kurwa, pomyslalem sobie, ciekawe co sie dzis jeszcze wydarzy. Nie pozostalo nic innego jak pojsc do Grzybka, troche sie umyc i ogarnac. Na 13:00 umowilem sie z babami na Walach, bo byl jakis festyn majowkowy i Sylka miala wystepy ze swoim zespolem tanecznym. A ze u Grzybka bylismy przed 11:00 to trzeba bylo sobie zorganizowac czas. Wypilismy u niego po piwku i poszlismy usiasc w pijalce na ryneczku w Zdrojach. Jak zwykle, przy stolikach sama miejscowa "elita", ale znalezlismy ladny stoliczek na swiezym powietrzu, na samym koncu ogrodka, tak wiec mozna bylo posiedziec i spokojnie pogadac. Spozylismy jeszcze po 2 piwka i pojechalem na Waly. Na Walach zostawilismy Sylke na zbiorce pod scena i poszlismy usiasc na Ładodze na gornym pokladzie, bo scena byla dokladnie na przeciwko statku, tak wiec mielismy elegancki punkt widokowy. Na Ładodze spozylem nastepne piwko (to juz 5 tego dnia), ogladnelismy wystepy i poszlismy do Escapady na Starowce na obiad. Zjedlismy obiadek, spozylem nastepnego browarka i pojechalismy do domu. Mielismy jeszcze podjechac na Sloneczne do sklepu zerknac czy nie bedzie dla mnie jakichs spodni na lato, ale po drodze wyniknela "drobna sprzeczka" z malzonka na temat tego, czy jestem pijany czy nie. Czulem sie w formie, Iwka uwazala inaczej, tak wiec jak wysiedlismy na Slonecznym to powiedzialem grzecznie "sajonara" i poszedlem na piechotke do domu. Po drodze wstapilem jeszcze do sklepu po nastepne piwko i wracajac spokojnie do domu spacerkiem wypilem je ze smakiem po drodze:) Tak wiec licznik zamknal sie na 7 sztukach (o ile czegos nie przeoczylem:), przyszedlem do domu i oczywiscie polozylem sie zeby odsapnac i troche dojsc do siebie. Wstalem wieczorkiem, akurat zaczynal sie w TV film, to sobie ogladnalem, pozniej od razu drugi i poszedlem spac po jakze wyczerpujacym dniu.
W niedziele rano wstalem, ogarnalem sie i na 12:00 pojechalem na Budziszynska pograc z chlopakami w pileczke:) Mysza ustawial to granie juz od kilku tygodni, ale jakos nikomu wczesniej nie pasowalo, tak wiec dopiero w ten weekend rozpoczelismy pilkarski sezon. Mialo byc troche ludzi, ale jak zwykle okazalo sie to same leniwe trole. Przyszedlem tylko ja, Misiu, Krzys, Mysza i Myszowy syn. Jakos sobie dalismy rade, pobiegalismy kilkadziesiat minut, i zeby nie przesadzic, skonczylismy ok. 13:30. W tzw. miedzyczasie wypilem na prazacym sloncu 2 piwka +1P, tak wiec na nowo zaczelo sie robic dobrze. Pozniej poszedlem z Misiem do mamy (akurat jej w domu nie bylo) wziasc szybka kapiel, odswiezyc sie, poogladac Kubice, bo o 14:00 zaczal sie wyscig F1, doszedl jeszcze Dzordz i Mysza, spozylem jeszcze 2 piwka +1P i pojechalismy do Francuza ogladnac ostatnia kolejke Ligi Angielskiej decydujacej o tytule mistrzowskim:) Manchester gral na wyjezdzie z Wigan, a Chelsea u siebie z Boltonem. Wszystko potoczylo sie przepieknie, MU zostalo mistrzem!!!!:))) Oczywiscie wypilem dzbanek piwa + 1P po meczu Misiu zawiozl mnie do domu bo juz bylem "letko" zamroczony:) W domu od razu sen, nawet nie ogladnalem Pitbulla:( Przebudzilem sie wieczorem, przebralem sie i poszedlem dalej spac.
W poniedzialek rano jak sobie wszystko poprzypominalem z calego weekendu to uznalem, ze jestem debil i mus zrobic sobie jakis odpoczynek. Tak wiec poniedzialek minal bardzo spokojnie, spotkalem sie tylko z Golym, zapodal mi karnety na turniej tenisowy rozgrywany w tym tygodniu w Szczecinie, wypilismy po piwku i pojechalem do domu. A w domu, zeby w koncu zrobic cos pozytecznego to sie wzialem za porzadki. Popracowalem, od razu poczulem sie lepiej (w mysl staropolskiej zasady: najlepsza na kaca jest praca:) Wieczorkiem wypilem sobie jedno piwko (z sokiem!!!, na jakas chwile potrzebuje malej odmiany;) i juz w lozeczku ogladnalem pierwszy odcinek serialu pt. Dexter. Sciagnalem na probe, bo slyszalem sporo dobrego, i co sie okazalo? Kurwa, rewelka!:) Glowny bohater to pracownik policji, specjalista od analizy sladow krwi, a wieczorami koles przeistacza sie w seryjnego morderce, ale zabija tylko tych, ktorzy sobie na to zasluzyli, np. innych seryjnych mordercow. Thriller, komedia, obyczajowka w jednym, cos pieknego:)

Brak komentarzy: