wtorek, 25 marca 2008

Podsumowanie dnia - 23 marzec (niedziela) i 24 marzec (poniedzialek)

W niedziele wstalem rano o 6:45, bo myslalem ze Kubica rusza o 7:00, ale sie okazalo ze wyscig startuje o 8:00. No to poczekalem, okazalo sie ze bylo warto, oj bylo:) Robert po kapitalnej jezdzie zajal 2 miejsce! Najlepszy wynik w dotychczasowej karierze! Mechaniory tym razem nic nie zjebaly, Robert pokazal klase, troche dopisalo szczescie (Massa wypadl z trasy), ale jak wiadomo, szczescie sprzyja lepszym;) Na swiateczne sniadanie pojechalismy do tesciow, nazarlem sie jak pierdolniety, jakbym jedzenia nie widzial. Dostalem sms-a od Krzysia, ze Robert zuch i ze jak jeszcze MU przegra to bedzie dobrze. No to mu napisalem ze Robert faktycznie debesciak, ale ze to MU wygra z pieskami Beniteza 3:0. Pozniej wjechal na stol flakon i machnelismy z tesciem pare kielkow. Nastepnie ruszylismy do mojej mamy, tam obiadek (nie wiem gdzie ja to jeszcze wcisnalem). Na telegazecie na biezaco sprawdzalem wynik Manchesteru, jak wychodzilem od mamy to prowadzilismy z Liverpoolem 1:0:) A pozniej na 17:00 do Szwagra na swiateczna wodke. Po drodze przyszedl sms od Krzysia: "wykrakales". Hehe, okazalo sie ze United wygralo 3:0, kurwa, chyba zaczne grac w totka:))) U Szwagra oczywiscie znowu zarcie, do tego litrowka, ja pierdole, straszna bombe mialem. Na necie sprawdzalem na biezaco wynik nastepnego waznego meczu Arsenal - Chelsea, i tu tez piekny wynik, Arsenal przejebal 2:1! Niedzielne wydarzenia sportowe potoczyly sie jak najbardziej zgodnie z planem:) Oczywiscie drogi powrotnej do domu w ogole nie pamietam, bo jakbym mial pamietac skoro wypilismy chyba ponad literka na dwoch. Dla Szwagra taka porcja to chleb codzienny, ale dla mnie to dawka smiertelna:)
W poniedzialek rano obudzilem sie oczywiscie z kacem, ale trzeba bylo sie zebrac w sobie i byc czujnym jak wazka, bo trzeba bylo odeprzec atak Klusek. Uzbrojone w bron ciezkiego kalibru mialy podjac rano zmasowany atak, a ze nie usmiechalo mi sie byc zbyt mokrym, trzeba bylo opracowac jakas strategie. Siadlem do kompa na poranne przejrzenie wiadomosci, polozylem obok siebie gadzety z woda i czekalem. Nagle slysze, ze otwieraja sie drzwi od dziewczyn, no to bron do reki, schowalem sie za sciana i z partyzanta zaatakowalem znienacka w przedpokoju. A tu sie okazalo ze baby tez z bronia w reku i zaczal sie pojedynek. Oczywiscie kurwa caly przedpokoj mokry, one mokre, ja jak ten debil tez caly mokry, oj, dzialo sie:) Pozniej ogladnelismy sobie nastepny, 8 juz odcinek The Lost, tez sie sporo dzialo. A potem podjechalismy do Pizzy Hut na Slonecznym, bo tatko zaprosil na pizze. Kurwa, gdzie to jedzenie sie we mnie miesci to sam nie wiem. Znowu nazarty jak pies, ale coz, trzeba bylo jakos funkcjonowac. Tatko podjechal do nas jeszcze pozniej na ciacho, posiedzielismy, pogadalismy, a jak poszedl to sie zaczal wieczor filnowy. Najpierw jeden film na kompie, pozniej drugi w TV i trzeba bylo isc spac, ni chuja sie nie wyspalem, bo po ogladnietym horrorze Aska bala sie spac u siebie i spala z nami w duzym pokoju. Obudzilem sie w srodku nocy, z jednej strony krecaca sie Asia, z drugiej strony zwiniety w klebek pies, a dla mnie kurwa zostalo 20 cm miejsca, samo zycie...

Brak komentarzy: