niedziela, 13 kwietnia 2008

Podsumowanie dnia - 11 kwiecien (piatek) i 12 kwiecien (sobota)

W piatek rano wstalem, wyszykowalem sie i jak zwykle przed wyjsciem chcialem ubrac soczewki. Ja pierdole, a tu masakra. Okazalo sie ze soczewka z lewego oka jest juz w takim stanie, ze jak ja ubralem to przed oczami mialem mgle. Zajebisty dyskomfort:( Ale jeszcze wiekszym jest chodzenie w okularach po ulicy. Ja pierdole, jak to czlowiek sie przyzwyczail. Kiedys uwazalem, ze do konca zycia moge chodzic w okularach i nic a nic mi to nie przeszkadzalo. Teraz, jak sobie pomysle, ze za jakis czas oczy moga przestac tolerowac soczewki, a podobno w okolicach 40-stki takie problemy moga sie zaczac to az plakac mi sie chce z bezsilnosci:( Ale nic, na razie ubralem te ktore mialem (a rezerwy brak) i pojechalem do roboty. Po drodze jakos jeszcze przezylem, ale w pracy w ogole nie moglem patrzec w ekran, bo nic nie widzialem. Sciagnalem soczewki, ubralem okulary i popracowalem. O 15:00 chce wychodzic, ide do lazienki ubrac je z powrotem, po 10 minutach walki wyszedlem w koncu na ulice tylko z jedna soczewka. To juz w ogole byla masakra, nie wiem jakim cudem dojechalem do domu:) W domu od razu wskoczylem w okulary, nowe soczewki zamowione, do odbioru w sobote, jakos przezyje:) Pozniej przyjechal Grzybek, wypilismy po Carlsbergu, a pozniej wzielismy w kieszen po Bosmanku i pojechalismy na lotnisko, zeby Grzybek pouczyl troche Iwke pomanewrowac na placu (a ja oczywiscie jako osoba towarzyszaca zeby Grzybek mial z kim podczas calej akcji napic sie piwka:) Po okolo godzince ruszylismy z powrotem, podjechalismy jeszcze na zakupki do Lidla, kupilismy sobie po 4 piwka (ja Bosmanki, Grzybek tak jak zawsze Okocim Mocny, swoja droga nigdy nie zrozumiem jak takie piwo moze smakowac:), troche posiedzielismy, spozylismy cale piwko, ja dodatkowo jeszcze 1P i poszedlem spac.
A w sobote rano polecialem standardowo z psem, pozniej jakies zakupy, m.in. odbior soczewek (cieszy, 3 komplety, mam nadzieje ze przynajmniej na pol roku powinny wystarczyc:) a pozniej leniuchowanie jak skurwysyn. Az sam na siebie bylem zly, bo mialem w planie jakies porzadki, cos ogladnac, cos poczytac, ogolic ryj, bo juz jak dziad borowy czlowiek wyglada, a tu nic. Nie zrobilem kompletnie nic. Mialem w dupie takiego lenia, ze ten dzien mozna nazwac wegetacja, bo do niczego innego to nie bylo podobne. Wieczorem tylko ogladnalem sobie w TV filmik, ale to tez na sile, bo juz go wczesniej widzialem chyba z 15 razy. I wieczorem sen. Zeby chociaz troche wytlumaczyc to lenistwo przed samym soba, to sobie wymyslilem, ze to bylo po prostu calodzienne zbieranie sil, zebym mogl stanac na wysokosci zadania podczas niedzielnego hitu MU - Arsenal, tzn. nie urznac sie, mocno pokibicowac, itp.:)))

Brak komentarzy: