sobota, 23 lutego 2008

Podsumowanie dnia - 21 luty (czwartek) i 22 luty (piatek)

Oj, w koncu moge spokojnie usiasc i napisac co sie dzialo przez te 2 dni, wczesniej nie bylo kiedy. Czwartek zaczal sie masakra. Rano, 7:50, jeszcze spie, dzwoni telefon, Sylka mowi, ze zginela Gaja. Ja pierdole, obudzilem sie w ulamku sekundy. Okazalo sie, ze byly z psem wieczorem na spacerze, bawily sie i tak sie zagadaly, ze weszly do mieszkania zapominajac o psie. Normalnie nie daje z nimi rady, glowy gdzies w chmurach, mysla nie wiadomo o czym. Jak sie zorientowaly, ze psa nie ma to minely ponad 2 godziny, poszly szukac, ale oczywiscie nie znalazly. Rano poszukiwania sie rozpoczely od 7:00, dalej lipa, no to zadzwonily do mnie. Przy obrozy Gaja ma zawieszony identyfikator od weterynarza, ze szczepiona przeciwko wsciekliznie, z numerem telefonu do weterynarza. No to Iwka zadzwonila do niego, ze jakby ktos dzwonil ze znalazl Gaje, to zeby dal nam znac. Pojechalem do roboty, wydrukowalem ogloszenie ze zdjeciem o zaginieciu, przyjechal Szwagier i pojechalismy na poszukiwanie i na rozlepianie ogloszen. Po drodze podjechalismy jeszcze do schroniska, ze jakby ktos ja przyprowadzil to zeby tez przedzwonili. Kurwa, akcja "lisc debu". Zjezdzilismy cale Kaliny (bo dziewczyny byly u tesciow i tam pies zaginal), Przyjazni, okoliczne tereny, porozwieszalem ogloszenia, psa nie ma. Najgorsza byla mysl, ze pies moze byc wszedzie i pozostaje czekac, jebana bezsilnosc:( Pojechalem z powrotem do roboty, siedze i mysle co tu jeszcze mozna zrobic. Az tu nagle dzwoni Iwka i mowi ze pies sie znalazl! Zadzwonil do niej weterynarz, powiedzial ze dzwonila do niego jakas dziewczyna, ze znalazla psa na Wyzwolenia, przy placu Zolnierza, kolo ksiegarni Ossolineum. Ja pierdole, szybko wzialem Bimbelta, wskoczylismy w jego auto i pojechalismy. Po drodze zadzwonilem do laski i mowie, ze za 3 minuty bede, zeby poczekala jeszcze chwilke. Miguskiem podjechalismy, patrze, dwie baby trzymaja Gaje:) Kurwa, jak mnie zobaczyla to myslalem ze padnie ze szczescia! Ja tez, banan na pysku, chyba z 6 razy im podziekowalem, pies wyje ze szczescia, zaraz sie zrobilo male zbiegowisko, normalnie cala heca:) Jakas taka wybiedzona byla, ale na szczescie cala i zdrowa. Jak ona tam sie dostala? Moze byla juz w drodze do domu? Jak taki pies wie gdzie ma isc? Jakby normalnie jakiegos GPS-a miala, kochana psinka:))) Normalnie cud, ze tak szybko sie znalazla, ze nie wpadla pod zaden samochod, przeciez to samo centrum miasta. Jak teraz o tym mysle juz na spokojnie to nie moge uwierzyc, ze tak szybko wszystko dobrze sie skonczylo:) A dziewczyny maja nauczke, ze musza bardziej uwazac na przyszlosc, zeby nie bylo lipy.
Po pracy pojechalem do Santorini, Iwka zjadla obiad, ja caly czas z bananem na dziobie chlapnalem 1 Lecha, pozniej poszlismy do Galaxy, Iwka polatala po sklepach, a ja w tym czasie spokojnie sobie siadlem w Lech Pubie, zamowilem 1 Lecha, wyciagnalem laptoka, SMS-em wykupilem godzinke netu (jest tam hotspot Orange, godzinka kosztuje cos kolo 8 zika), popstrykalem troche, wypilem piwko, a pozniej pojechalismy do KJ-a. Ostatni wieczor bez dziewczyn, radosc ze znalezienia psa, mialem ochote sie urznac:) Przyszedl jeszcze Mysza ze swoja Beatka, Krzysiu i Kon. Posiedzielismy, pogadalismy, wypilem 4 Heinekeny, pozniej Koniu odwiozl nas do domku i po pelnym wrazen dniu nawet nie wiem kiedy zasnalem:)
W piatek wstalem, polecialem do roboty, popracowalem, a od 13:00 zaczely sie emocje tenisowe:), Aga Radwanska grala z Dominika Cibulkova (hehe, jakie nazwisko godne:). Na necie sledzilem wynik na biezaco, sytuacja zmieniala sie jak w kalejdoskopie. Jak wychodzilem o 15:00 to mecz jeszcze trwal, w drodze do domu Goly SMS-ami zapodawal aktualny wynik, jak przyszedlem do domu to od razu wlaczylem Eurosport, patrze, a tu Aga ma akurat pilke meczowa, ktora od razu wygrala! Po trwajacym prawie 3 godziny pojedynku wygrala 6:4, 6:7, 6:4! I w sobote w polfinale zagra z Szarapowa (kurwa, jak ja jej nie lubie, brrr).
Nastepnie trzeba bylo zrobic w domu troche porzadkow bo wieczorem wpadal Student z Ania. Przytargal swoj dekoder C+, to sobie od razu ogladnelismy mecz. Wczoraj ruszyla runda wiosenna naszej biednej ligi, Korona podejmowala Wisle, mecz skonczyl sie remisem 1:1, jak zwykle poziom gry podly, czlowiek jak sie naoglada ligi angielskiej albo Ligi Mistrzow, to pozniej jak ma ogladac tych naszych biedakow to normalnie serce boli. Troche posiedzielismy, pogadalismy (Student zapodal info jak oni przygotowali kwestie logistyczne wyjazdu na ME, rewelka, pole namiotowe w Bratyslawie, 50 km od Wiednia, dobry punkt wypadowy, idziemy w ich slady:) wypilem 7 i pol Lecha i poszedlem spac.

Brak komentarzy: